
I. Ewa.
Stałyśmy z Ewą na przejściu dla pieszych na Salwatorze. To był jeden z tych ciepłych i suchych jesiennych dni. Taki dzień co to mógł być wyciągnięty z filmu, a nie z kalendarza. Zajezdnia tramwajowa. Salwator. Osypujące się z drzew żółte, pozwijane liście jak małe nieudane origami jesieni. Lekki wietrzyk. Kosmyki włosów w kącikach ust. Stałyśmy i czekałyśmy na czerwone światło. I wtedy jakaś dziewczyna niespiesznym, ale zdecydowanym krokiem przeszła przez pasy i skręciła w prawo, w kierunku Diabelskiego Mostka. Zrobiła to tak naturalnie, tak pewnie i tak spokojnie, że Ewa stwierdziła: Musi pracować na nocną zmianę w korpo, skoro tak przechodzi. Po prostu musi. Czytaj dalej