
Na początku nie lubiłam cekinów. Jakaś część tkaniny zawsze znalazła sposób, żeby zawinąć się do środka i szorować o ciało. To nie był fun. Jeszcze parę lat temu stroje do belly dance’u były inne niż teraz: stanik, pas i spódnica. Pas przeważnie z koralików. To nie były ładne stroje, z bliska miały poblask taniego plastiku. Określałyśmy ten styl jako „kicz kontrolowany”, chociaż kto go tam kontrolował. Decydowałyśmy, że możemy to jakoś przecierpieć i wyglądać tak na scenie te kilka razy w roku, bo największy fun to i tak był taniec na sali, treningi, lekcje prywatne, próby, potem pizza.
Z czasem stroje zmieniły się tak bardzo, że przy odrobinie dobrych chęci mogą konkurować z sukniami ślubnymi. Półprzezroczyste koronki, sztuczne kwiaty spływające wzdłuż bioder, rozcięcia aż po kości biodrowe, elegancki wysoki stan. Diamenciki (tak, nieśmiertelne dżety), kamienie, paski, frędzle, muszle, pióra. Teraz, wychodząc na scenę, czujesz się piękna i chcesz być na niej jak najdłużej.
Im dłużej jesteś “w branży”, tym twarze jury na konkursach są bardziej znajome. Umiesz zatańczyć na starych drewnianych deskach, na gumolicie, w plenerze. Tańczysz klasykę, drum, show, może nawet folk. Solówki i grupówki. Po kilku latach orientujesz się, że jesteś po prostu dobra. Umiesz się już też jako tako umalować i nie kleisz sztucznych rzęs na drugą stronę. No i stroje. Przerabianie strojów, klejenie dżetów, cięcie frędzelków to były tematy na wieczory od października do kwietnia. Cały sezon jesienno-zimowy można było spędzić z długim, cienkim szpikulcem, dociskając dżety do kleju. Satysfakcji którą da Ci pierwszy “wydżetowany” przez Ciebie strój nie zapomnisz nigdy, chyba że wcześniej trafi Cię Alzheimer.
❝ Schodziłam ze sceny jak z komory tlenowej, naładowana, odnowiona, nieśmiertelna.
Nie byłoby całej tej zabawy bez “lasek z zespołu”. Godzinne telefony, spotkania “przy kawie”, “przy winie”, “przy dżetach”, wyjazdy na międzynarodowe festiwale i na Dzień Ziemniaka do Niepołomic. Ja zawsze wolałam dni ziemniaka. Każda z nas jest trochę “drama queen”, każda ma tę nadwyżkę emocjonalną, którą przynosi na scenę. Scena czyści z negatywnych emocji. Ja schodziłam ze sceny jak z komory tlenowej, naładowana, odnowiona, nieśmiertelna.
Czy znowu taka nieśmiertelna? Moje problemy z plecami zaczęły się przed belly dancem. To były dokładnie moje 18 urodziny. Schylałam się po tort i „już się nie odgięłam”. To zdanie powtórzę jeszcze wiele razy, na kozetkach u fizjoterapeutów, w gabinetach ortopedycznych, przez telefon i na Whatsappie. Moje ciało postanowiło zestarzeć się szybciej. Mój okres gwarancji skończył się wraz z pełnoletnością. Czego mogłam się spodziewać? Urodziłam się w dzień inwazji rosji na Ukrainę, 24 lutego. Ale kto wtedy wiedział, że wybuchnie wojna. Zgięta w pół pokuśtykałam do liceum, potem dostałam się na studia, przeprowadziłam do Krakowa, zaczęłam tańczyć. And it was so much fun, until it wasn’t anymore.
❝ Stenoza – nie cierpię tego słowa, słyszałam je zbyt wiele razy, od zbyt wielu ortopedów, iglarzy, fizjoterapeutów.
Mój fizjoterapeuta jest cholernie przystojny, ale nie patrzę na niego, kiedy opowiada mi na czym polega ból rzutowany ani kiedy oplata sobie dłoń wokół szyi i zaciska, tłumacząc, co to stenoza. Nie cierpię tego słowa, słyszałam je już zbyt wiele razy, od zbyt wielu ortopedów, iglarzy, fizjoterapeutów. Sama nigdy go nie wymawiam, bo limit tego słowa w moim życiu został już wyczerpany.
No dobra, dla jasności, stenoza to zwężenie kanału kręgowego, które powoduje ucisk nerwów, drętwienie i rozległe dolegliwości bólowe. U mnie na poziomie L5/S1 robi się już klaustrofobicznie ciasno. Pech chciał, że przebiegają tam najbardziej bogato unerwione struktury w ludzkim ciele. Jeśli podrażnisz nerw, to ból rozejdzie Ci się dalej, może pobiec wzdłuż nogi, wbić się między żebra, rwać pośladki. Ten sam fizjo tłumaczy mi, co to ból rzutowany na przykładzie raka (tak, jest niekwestionowanym mistrzem delikatności i porównań). Rak ma początkowo źródło punktowe, żeby potem rozejść się po ciele w formie przerzutów. Wtedy jest już naprawdę źle.
Ortopeda (dla odmiany ten jest wielce nieprzystojny) zapewnia, że przy stenozie, jak boli “tylko przy kręgosłupie”, to jest jeszcze dobrze. Nie podoba mi się słowo “jeszcze” użyte w tym kontekście. Kolejne słowo, którego nie lubię. Nie rekomenduje operacji, bo operacja polegająca na “odbarczaniu” kanału kręgowego, ironicznie jest to tu “obarczona sporym ryzykiem”. W najgorszym razie skończysz na wózku z zapasem pieluchomajtek w łazience. Nie, niestety nie przesadzam. Nie wymyśliłam sobie tego, usłyszałam to w gabinecie. Bardziej prawdopodobny scenariusz to taki, że będzie trochę lepiej a trochę gorzej. Niektóre objawy się wygaszą, ale prawdopodobnie dojdą nowe. Operacje na kręgosłupie to skomplikowane sprawy, a życie to nie film sci-fi, gdzie podlatujesz statkiem kosmicznym do punktu napraw, skanują cię, a wszystkie stany zapalne i ubytki w twoim ciele regenerują się w czasie rzeczywistym.
❝ Kwitek na operację dostajesz, kiedy tracisz kontrolę nad zwieraczami.
“Jak pani zwieracze?”, pyta znad zmarszczonej brwi. To pytanie też słyszę ostatnio często. Jego też nie lubię. Coraz mniej lubię swoje życie. Wracam do domu i rzucam się na kibel. Sikam. Zaciskam zwieracz, puszczam, zaciskam, puszczam zaciskam, puszczam. To mój nowy moment mocy, glorii i chwały. Udowadniam sobie, że jeszcze coś umiem, że daję radę, że nie jest tak źle. Chwała opuszcza mnie razem z uruchomieniem spłuczki, wpada z wodą w głąb muszli klozetowej, znika. Nie tak wyobrażałam sobie swoje życie.
Znacie to uczucie, kiedy walniecie łokciem w kant stołu i prądy rozbiegają się wam po ręce? Mi zdarza się uzyskać ten efekt bez uderzenia. Moja nowa super moc. Wygląda na to, że w końcu spełniłam marzenie z dzieciństwa i zostałam superbohaterką. Bez przesady, moje prądy nie są tak silne jak te po porządnym walnięciu, ale zdarza się, że budzą mnie w nocy, jakby ktoś trafił mnie piorunem. Nocne prądy są najgorsze, wyobrażam sobie najstraszniejsze rzeczy, że to “już”, że odetnie mi władzę w nogach, a ja obudzę się w kałuży moczu. Zasypiam, testując zwieracze, zaciskam, puszczam, zaciskam, puszczam, moja nowa kompulsja. Nie umiem w kryzysy zdrowotne, nie odnajduję się w tym, przerażam się, przerażam ludzi wokół, przechodzę to nie elegancko i bez godności. Może kto inny miałby “wyjebane” na nocne prądy, bóle, parestezje, mrowienia, pieczenia.
– Ma pani zmiany na poziomie 4 kręgów – huczy mi w głowie głos ortopedy dobijający się zza ścianki pleksi – jak panią rozkroimy, a potem ustabilizujemy 4 kręgi metalowymi śrubami, to już pani nie potańczy – w zamian podaje mi receptę na Skudexę, opioid wykorzystywany w leczeniu bólu od umiarkowanego do silnego. Mój psychiatra będzie zachwycony, że mam teraz nielimitowany dostęp do leków opioidowych.
– A pan myśli, że ja w takim stanie tańczę?
Rozkłada ręce i zamyka okno wizyty na komputerze z naklejką Luxmed.
– Medycyna nie ma rozwiązań na wszystko, proszę pani.
❝ Jestem panikarą i drama queen. Te emocje powinny wychodzić ze mnie na scenie, nie w maszynie do rezonansu.
Mam wrócić, kiedy zaczną mi szwankować zwieracze i/lub zacznę kuleć. Receptę mogę przedłużyć przez system. Łzy wsiąkają w maseczkę na twarzy. W gabinetach lekarskich dalej trzeba zakładać maseczki “na covid”. W tej samej maseczce wjeżdżam tydzień później do maszyny do rezonansu. Ściągam ją szybko językiem i zamieram na najbliższe 20 minut. Jak zawsze jestem o krok od ataku paniki, liczę oddechy, wyobrażam sobie miękkie futerko moich kotów, odbiegam myślami aż na Maderę. Jestem panikarą i jestem drama queen. Te emocje powinny wychodzić ze mnie na scenie Orientalnika, Yalla Biny Festivalu, Raks Glamu, a nie w maszynie do rezonansu. Ale nie ja wybrałam tę drogę.
Leżąc w tej klaustrofobicznej tubie, chciałam przeprosić wszystkich ze środowiska tanecznego, że wam nie odpisuję na wiadomości, nie odbieram telefonów, że jestem offline. Nie przestaliście być dla mnie ważni, ale póki co nie jestem w stanie odpisywać. Jestem jak wielka rana po operacji, której nie miałam, i te wiadomości mnie strasznie otwierają. Nie umiem odpisywać na zapewnienia w stylu “odpocznij trochę, wrócisz do gry”, na teksty z serii “dasz radę, wszystko się regeneruje”. Otóż, kurwa, nie wszystko. W życiu nie ma przycisku „kopiuj-wklej”. Głęboka medytacja i breathwork nie poszerzą kanału kręgowego, przepukliny i wypukliny się nie wchłoną, a rozerwane pierścienie włókniste nie zrosną. Proszę, nie piszcie mi też smutnych wiadomości pod hasłem „biedna”. Nie potrzebuję litości, tylko siły. Dziękuję.
Cisnęłam do końca. Moim końcem było Shimmy Queen – turniej, który Rozalia przygotowała z wielkim rozmachem. Widziałam, że ten konkurs był początkiem czegoś wielkiego. Nowe talenty dosłownie rozkwitały na gumolicie sceny w klubie Arka. Czerwone usta, mocne shimmy, duże zakresy, obroty w punkt. Ja ściskałam lędźwia ortezą między każdym wyjściem na scenę. Miałam potem czerwony, nabrzmiały brzuch. Widać to na filmikach. To już nie był sexi, opalony na brązowo, otrzaskany mgiełką z brokatem brzuch belly tancerki.
Dziękuję wszystkim, którzy mnie wspierali, nawet kiedy byłam offline, wszystkim, dla których miałam przyjemność i zaszczyt zatańczyć i tym, którzy dali mi odczuć, że jestem czymś więcej niż moja diagnoza i mój taniec 🖤.
Dzięki tej funkcjonalności możesz po raz ostatni bić mi brawo:
Kłaniam się i dziękuję!
iltanalivingetc
Jak ja Ci strasznie współczuję. Wiem co to ból. Moja fibromialgia odbiera mi co rok kawał życia i na lepsze się nie ma. Nie trać nadziei na poprawę. Może i nie da Ci tańczyć w przyszłości, ale pisać możesz dalej. A jesteś w tym niesamowita! Pozdrawiam cieplutko <3
PolubieniePolubienie
Nadredaktor.pl
Agata, jesteś wspaniała. Czytałem Twoje wszystkie wpisy i było mi źle, że przestałaś pisać. Ale teraz dalej jest mi źle, ze zaczęłaś znowu. Bo zaczęłaś przez tę chorobę… To już zmykaj tańczyć, Ty cholerny pisarski Diamencie!
PolubieniePolubienie
Tatul
Nie tańczę i jestem już staruszkiem. Mam skierowanie do neurochirurga, ponieważ mam podobne zmiany w kręgosłupie i odczuwam podobne dolegliwości.
Stan ducha też jest przygnębiający i to nie tylko mnie dotyczy. Jestem na rehabilitacji w Busku i mam nadzieję na to, że sprawność w chodzeniu się poprawi.
Powodzenia w autoterapii
PolubieniePolubienie
anorexis
Dobrze Cię widzieć, mimo wszystko. Czytam od wielu lat, nie odzywałam się chyba nigdy (?). Chciałabym, żebyś wróciła do pisania… Dobrze było tu zajrzeć i zobaczyć nowy wpis.
Trzymaj się i nie puszczaj! (w sensie: czasem puść, siku jakoś trzeba zrobić!)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Manuel Vetró
Agata? Nie pisała lata… Ubóstwiam. Czekam.
PolubieniePolubienie
Martyna Suchańska
Ehh Agatko, to samo powiedzieli kiedyś Danielowi w Luxmedzie… Piękny tekst o bardzo ciężkim temacie i blisko nam, bo przechodziliśmy dużo z tego z Daniela plecami, udało się go wyprowadzić tak, że już bardzo rzadko go bolą i normalnie funkcjonuje… Ściskamy Cię mocno, jak będziesz chciała się kiedyś spotkać i dostać trochę pozytywnej energii to daj znać 😘 Kocham 😘
PolubieniePolubione przez 1 osoba
𝙰𝚐𝚊𝚝𝚊 𝚆𝚒𝚎𝚌𝚣𝚘𝚛𝚘𝚠𝚜𝚔𝚊
Hej Martynkoooo :DD Nie sądziłam, że Ty dalej czytasz mojego bloga :DD Mam nadzieję, że Daniel daje radę! :****
PolubieniePolubienie
salmiaki
Ucieszyłam się, że pojawił się Twój post. Wbił mnie w fotel.
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
tlumionypomruk
Miałam dokładnie to samo odczucie po przeczytaniu. Nie tego się spodziewałam, nie wiem, czy wypada to napisać, ale damn, pomimo trudu tematyki, ten tekst jest naprawdę piękny i poruszający.
PolubieniePolubione przez 3 ludzi
𝙰𝚐𝚊𝚝𝚊 𝚆𝚒𝚎𝚌𝚣𝚘𝚛𝚘𝚠𝚜𝚔𝚊
Haha, coż, dziękuję :)
PolubieniePolubienie
𝙰𝚐𝚊𝚝𝚊 𝚆𝚒𝚎𝚌𝚣𝚘𝚛𝚘𝚠𝚜𝚔𝚊
Na spokojnie, dalej żyję :) Cieszę się, że mnie dalej czytacie :)
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
salmiaki
Oczywiście! :-)
PolubieniePolubienie
miedzianagora
Dziękujemy że wróciłaś na bloga (choć w mrocznej wersji)! Jak mówi klasyk: „musisz to rozchodzić” i „jeszcze będziesz się z tego śmiać”. Uściski i najlepszego zdrowia 😄
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
𝙰𝚐𝚊𝚝𝚊 𝚆𝚒𝚎𝚌𝚣𝚘𝚛𝚘𝚠𝚜𝚔𝚊
Ahhahahha xD Dzięki, dzięki!
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Andrzej Rawicz (anzai)
No nie wiem co napisać … szok. To jest niepojęte.
PolubieniePolubienie
𝙰𝚐𝚊𝚝𝚊 𝚆𝚒𝚎𝚌𝚣𝚘𝚛𝚘𝚠𝚜𝚔𝚊
Wręcz przeciwnie, takie procesy medycyna bardzo prosto tłumaczy xD Niestety zdarzają się i „chodzą po ludziach” takie przypadłości ;)
PolubieniePolubienie
Andrzej Rawicz (anzai)
Po ludziach tak, ale czemu po młodych i tak pięknych sylwetką oraz osobowością???
PolubieniePolubienie
365wPolsce
Witaj w klubie rozjechanego kręgosłupa
PolubieniePolubienie