/ fot. Natalia Janik, Dolnych Młynów, październik 2019
Ulubione kamienie Lin to rozszerzony fragment powieści, który w najnowszym numerze magazynu SZAJN zapowiada, może nie moją powieść, co prace nad nią ;>
Zapraszam do lektury, mocno z przymrużeniem oka, bo to naprawdę mocny kawałek, taki, co pierze po twarzy. Ale zanim co, polecam artykuł z didaskaliami.
Lin już dawno zgubiła się w tym świecie, czuła że nie ma dla niej odwrotu i że wcale nie chce wracać. Kiedy miała zły tydzień w Bydlarni, w weekend czekała na nią szuflada pełna białych proszków, a Al był najlepszym aptekarzem. Sam ćpał od liceum. Mówił, że w liceum, jak miał klasówkę, to wciągał speeda i uczył się całą noc, że narkotyki robiły z niego nadczłowieka. Innym w zasadzie wystarczał energizer, trzy mocne kawy, suplement “Sesja”, ale Al był od zawsze maksymalistą. Kiedy indziej mówił, że przejarał całe studia i że dragi to zen jego życia. Czasem w weekendy, kiedy widziała go tak porobionego, że odpowiadał tylko w obcych językach, nie zawsze nowożytnych, zastanawiała się po co aż tak się robić, po czym sama dobijała się ecstasą i nie wiedziała na jakim jest kontynencie i Al, nakręcony po angielsku z jamajskim akcentem, idealnie pasował do jej poćpanej pocztówki.
Niećpanie z kolei było jak Pierwsza Komunia bez Jezusa, dzieciństwo bez Britney Spears, Cola bez gazu. Niećpanie nie było opcją. Niećpanie to jak przypadkowa sprzedaż dwóch płuc, po której był już tylko napis “game over”. Wielki i wyblakły. Czasem zastanawiała się, po co w ogóle Al dał jej to pierwsze MDMA, bo to było MDMA, tylko takie, że zatykało uszy i zmieniało stan skupienia rzeczy. Lin była wtedy w takim stanie, że było jej wszystko jedno, że jakby podali jej cykutę, to też by wzięła i grzecznie podziękowała.
Teraz patrzyła jak Stefka stopniowo wchodziła do jej świata. Na kwasie zawsze wkręcała sobie, że jest kilkuletnią dziewczynką, leży w Bielsku na onkologii i umiera, że całe jej życie powyżej szóstego roku jest nieprawdą, projekcją własnego umysłu. Kwas zdejmował z niej całą odpowiedzialność, rozgrzeszał ją lepiej niż ksiądz w konfesjonale, czyścił konto. Lin trochę zazdrościła jej tego weekendowego odpuszczenia grzechów, pierwszej komunii sto razy w roku, chociaż sama miała bardzo podobnie. Wciągała rozkruszony kryształ MDMA, swój ulubiony kamień, jedyną biżuterię, jaką uznawała. Wciągała go z pyłkami kurzu i odpryskami złych myśli, a wydychała zen i ulgę.
Ćpanie oznaczało niszczenie się od piątku do niedzieli, czasem od czwartku, a na tygodniu wdupcanie humusu, pesto z buraka i vegeburgerów z marchwi. Świadomi narkomani to ci, którzy wracając od dilera z workiem ekstaz, kupowali w Biedrze zapas siemienia lnianego. Narkomanki to były laski tak chude, że ich obojczykami można było powybijać oczy, ale które miały cerę jak chińska porcelana klasy premium. Nieskazitelne buźki od ostropestu, siemienia lnianego i pierdyliarda innych eko produktów, którymi faszerowały się równie często jak amfetaminą.
Kiedy denerwowała się, że ma za dużo wzorów do naszkicowania na tygodniu, Al doradzał jogę.
– Co cię nagrzało na jogę? Obietnica seksu tantrycznego? – mierzyła go znad przydługiej grzywki.
– Nie miałbym nic przeciwko – śmiał się do niej zza żółtych zębów – mówię ci, idź na jogę. Joga cię ustawi tam, gdzie trzeba.
– Niby czemu joga?
– Szkoły jogi to największe ćpalnie w mieście – ciągle oburzał się jej niewiedzą – tam się wdupca tyle dragów, że Panie Janie to przy tym przedszkole. Tam sobie, rozumiesz, zobaczysz jak się ćpa na chillu. Tam, proszę ja ciebie, zrobią z ciebie lodową księżniczkę. Będziesz miała wyjebane na wszystko. Wyczilujesz, odpoczniesz od samej siebie.
Nie poszła. Wizja lodowej księżniczki brzmiała dla niej jak tani casting do Królowej Śniegu, a wolała bajki osadzone w cieplejszym klimacie, głównie Pocahontas.
– Pocahontas to bardziej od Afrykańskiego Korzenia Snu – pouczał Al, trochę, żeby się popisać szeroką wiedzą z zakresu nauk psychodelicznych, a trochę, żeby zgasić zapał Lin. Korzeń Snów to dla niego miernota. Mało interesowały go legalne substancje, a korzeń można było kupić w każdym lepszym, półlegalnym szamańskim sklepie internetowym. Al z natury gardził takimi rzeczami, uważał je wyłącznie za gadżety do lansu, bez realnych efektów psychodelicznych. Jego interesował konkret. Z legalnych rzeczy uznawał bielunie i pejotla, na którego usilnie polował trzeci sezon w Biedrze. Pejotl co prawda jeszcze był legalny w Polsce, ale halucynogenny kwiat zakwitał raz na dziesięć lat, więc mało było z tego fazy, a trzeba było się tyle naczekać, że szło posiwieć. Al był łysy.
Zdjęcie:
Natalia Janik
@janik.natt
@nataliajanikfotografia
Wspólne Działanie - Porusza
P.s. …niech Pani nie pozwala okradac sie z piekna, cudownosci, z kropl rosy, w ktorych sa piekne Pani odbicia jak w krysztalowym lustrze. Niech Pani nie pozwala zagasic wulkanu, ktory az bialy caly z wrzaca… Niech Pani broni sie lub ucieka przed… p r o s z e.
PolubieniePolubienie
Agata Wieczorowska
Nie przesadzajmy ;pp
PolubieniePolubienie
Wspólne Działanie - Porusza
Nie przesam, jest Pani urodziwa kobieta.
PolubieniePolubienie
Wspólne Działanie - Porusza
Tak smutme jak prawdziwe w opiaie tego co w kolo nas. Dobrze sie czyta i tnie tekst po duszy jak brzytwa, ktora rozdziela thanki ciala bezkrwawo, lodowatobolesnie.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Agata Wieczorowska
Nie wiedziałam, że aż tak katuję czytelników xDD
PolubieniePolubienie
Tomek
Ciekawie napisane, dobra zapowiedź :D
PolubieniePolubienie
ilonapisze
Czekam na całość. Graty!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Agata Wieczorowska
Dzięki i mogę zawieść z tą całością ;DDD
PolubieniePolubienie
Weronika
Kiedyś czytałam książki pisane podobnie, bardzo mi się spodobało.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Agata Wieczorowska
Dziena!
PolubieniePolubienie
Sara
Jak dla mnie fajny tekst, jeśli chodzi o mnie to lubie ten typ .:D
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Agata Wieczorowska
Dzięki, dzięki!
PolubieniePolubienie
Ultra
Wprawdzie nigdy nie zrozumiem tych, którzy odczuwają tylko, gdy są na haju, ale tekst mocny i wyjątkowym językiem napisany. Gratulacje!
Pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Agata Wieczorowska
Kłaniam się!
PolubieniePolubienie
tropemniepodleglej
Robinsonada. Opowieść o zmytych przez falę, wyrzuconych za burtę, porzuconych przez współtowarzyszy na pastwę własnego losu rozbitkach, którzy szukają ocalenia i egzotyki na plażach wysp bezludnych. Chociaż znaleźli się na stałym lądzie, wciąż dryfują dalej. Rozniecają samotnie ogniska, punkty nawigacyjne dla statków handlarzy niewolników oraz czółen ludożerców. Może Opatrzność skrzyżuje ich szlaki i zwiąże na trwale los rozbitków z ich łańcuchami żeliwnymi bądź pokarmowymi. Tylko Ocean swoimi przypływami i odpływami będzie spokojnie przekręcał klepsydrę policzonych dni…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Agata Wieczorowska
Nie, coś zgoła innego XDD
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Zib
Są ludzie(krytycy literaccy np.) co to wiedzą lepiej co miał autor na mysli🤣
PolubieniePolubienie
Zib
No cóż, ciśnie się na usta że nic mu w życiu nie wyszło tak dobrze jak włosy 😲
A ja gdybym Ci nie wierzył że to tylko fikcją to już bałbym słomie o Ciebie, chociaż wcale tej prawdziwej nie znam. Poza tym że czasem mi się wydaje ze od urodzenia.
Smacznych kurczaków weganskich😻
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Agata Wieczorowska
Ojtam, ojtam :)
PolubieniePolubienie
Zib
Po krakosku mówi się : a idze, idze😻
PolubieniePolubienie