Płomienne nagietki do maślanej bagietki, czyli kilka słów o Kwiatożerstwie.

36780745_2499709893387766_216392323662086144_n

/ fot. zdjęcie pod Laskiem Wolskim zrobiła Ania Bandura

Fiołki, intensywne na tle białej, lnianej sukienki, przewiązano wstążką w kolorze spłowiałej lawendy. Długie palce ciasno opasują wstążkę. Dłoń powoli puszcza uścisk i kwiaty lądują na biurku, w tumanie rozpryskującej się rosy. Slow motion jak z Hollywood. Za bukietem podąża słomkowa torba i kluczyki do zapięcia do roweru.

– A bukiecik to nie lepiej od razu do wazonu? ‒ pani Sylwia mruga dobrotliwie znad segregatora pełnego faktur i innych, niezidentyfikowanych papierzysk.
– Kiedy one zaraz pójdą na tartę ‒ odpowiada Klara z wyższością.
– Ja już bym tam prędzej ususzyła. Szkoda takich ładnych na pożarcie ‒ pani Sylwia chowa się za segregatorem jak za wielkim parawanem.
– Właśnie dorodne najlepiej siądą na tartach ‒ kwituje Klara i z namaszczeniem otwiera komputer, nagrzany od majowego słońca.

Kwiatożerstwo to jedna z bardziej hipsterskich i rzadszych diet uskutecznianych obecnie w dużych miastach. Pomimo że wydaje się świeżym wymysłem, zwyczaj spożywania kwiatów jest dość stary. Wystarczy pomyśleć o poczciwej konfiturze z róży czy herbatce z mniszka lekarskiego. Poza tym kalafior i brokuł to nic innego jak pąki kwiatowe.

Kwiatożerstwo, w odróżnieniu od frutarianizmu, nie polega jednak na jedzeniu wyłącznie kwiatów, tylko na włączeniu ich do dań. Trufle w płatkach fiołka, dżem z akacji czy sałatka z kwiatów nasturcji to tylko niektóre z kulinarnych pomysłów nurtu kwiatożernego.

Poza daniami o konsystencji stałej (sałatki czy tarty kwiatowe) czy półpłynnej (dżemy i konfitury) warto też wspomnieć o napojach na bazie kwiatów. Można tu przyrządzać wszelkiego rodzaju kompoty, poncze czy lemoniady. Lemoniada na bazie płatków fiołka doczekała się nawet odrębnej nazwy — fiołeniada. Przygotowuje się ją z syropu fiołkowego, lasek wanilii, lawendy, cytryny i wody.

Pamiętajmy, że fiołeniada nie jest osiągalna przez cały rok, a dostępny kwiatostan intensywnie zmienia się na przestrzeni miesięcy. Sezonowość dań jest właśnie jedną z cech dystynktywnych tego trendu dietetycznego.

Warto też wspomnieć, że nie wszystkie kwiaty są jadalne. Jedne mogą przyprawić o niestrawność, inne będą po prostu nieprzyjemnie gorzkie i nie ubogacą smakowo dań. Zanim więc narwiemy pod blokiem mleczy warto sprawdzić, czy te nadają się do spożycia. Akurat mlecz, czyli mniszek lekarski, jest w pełni jadalny. Do dań możemy dodać zarówno liście jak i żółte kwiaty.

Dobrze znany narcyz, fikus, oleander, hortensja czy konwalia to z kolei rośliny trujące, niezdatne do spożycia. Do mniej znanych a równie trujących zaliczamy skrzydłokwiat, cis pospolity czy ostrokrzew kolczasty. Co ciekawe, na jednej ze stron znalazłam opinię, że komuś wyjątkowo posmakowała sałatka chryzantemowa, podczas gdy inne źródło wymieniało chryzantemę na samym czele kwiatów trujących. W jednym z wykazów kwiatów nienadających się do spożycia widniał też bieluń, a gdzie indziej zachwalano jego przyjemne, halucynogenne właściwości. Nasiona bielunia w odpowiedniej dawce wykazują właściwości psychostymulujące. Z forów internetowych można wyczytać, że optymalna dawka to 9 ziaren, podczas gdy 30 to dawka śmiertelna. W kwestii dawkowania opinie też jednak były rozbieżne.

Poza trudnością w ustaleniu czy dane kwiaty są czy nie są jadalne, samo  nazewnictwo tego nurtu żywieniowego nastręcza pewnych problemów. W angielskim sprawa ma się prosto, kwiatożerstwo to flower diet or petal diet, a kwiatożerca – flower eater. Przekopując rodzimy internet natknęłam się na pieszczotliwych kwiatkojadów, ale też na bardziej bestialskich kwiatożerów. Standard to oczywiście kwiatożerca, choć i to brzmi dość dosadnie jako określenie osoby gotującej na obiad zupę z koniczyny.

Kwiatorżerstwo to dieta, która nie tylko brzmi, ale też wygląda ładnie. Zdjęcia potraw zawierających kwiaty wyglądają intrygująco, kolorowo i, co tu dużo ukrywać, po prostu ładnie.

Na Instagramie pod hasztagiem #kwiatożercy są póki co tylko 34 publikacje. Hasztag jest więc dopiero w powijakach, a społeczność jeszcze mocno raczkuje. Na jednym ze zdjęć widać białą miskę, z której wylewają płatki fiołków. Ktoś inny wrzucił fotkę z ultra zdrowego śniadania, w którym jogurt grecki, ze starannie nałożonym filtrem i dobrym kontrastem, leży w akompaniamencie malin, pieczonych moreli i płatków nagietka, jak głosi opis. To zdjęcie jest przykładem, że dania kwiatożerne czasem zawierają dosłownie nutkę kwiatów.

Pod hasztagiem #kwiatożerność, na którego liczyłam najbardziej, jest tylko jedno zdjęcie. W dodatku moje. Wiklinowy kosz rowerowy na tle łąki pełnej zbitych w mokre strąki dmuchawców, sponiewieranych deszczem. Najbardziej rozwiniętym hasztagiem, który podpowiada Instagram są #kwiatozbiory (niecałe 400 publikacji, jest więc to i tak wciąż bardzo niszowy hasztag). Są tu głównie zdjęcia weselnych bukietów, wianków z polnych kwiatów czy finezyjnych kompozycji w wazonie.

Przeskakując na międzynarodową stronę kwiatożerstwa, na Insta pod hasztagiem #flowereater widnieje niecałe 2,5 tysiąca zdjęć. Jak na globalne standardy to wciąż bardzo mało. Znajdują się tutaj głównie zdjęcia płatków róż gotowych do przyrządzenia dżemu i, co ciekawe, ujęcia psów, leniwie rozlanych między ogrodowymi donicami, starającymi się odgryźć dyndające na łodyżkach kielichy kwiatowe. Trafia się też kilka kotów, bezwstydnie stojących na kuchennych stołach, spozierających ze stoickim spokojem zza bukietów kwiatów. Na deser kilka ujęć kwiatowych tatuaży i tym sposobem dobijamy do końca hasztagu.

Jak widać, internetowa społeczność kwiatożerców w Polsce i poza nią jest wciąż bardzo ograniczona, skoro hasztaguje się raptem kilka miseczek wypełnionych fiołkami i kwiatożerne zapędy zwierząt domowych.

Kwiatożerstwo na chwilę obecną dopiero się rozkręca, szuka własnej nomenklatury, buduje hasztagi i dorabia się fachowej literatury. Materiałów poświęconych temu trendowi jest póki co mniej niż mleczy na Rondzie Mogilskim w czerwcu. Podsumowując, kwiatożerstwo plasuje się jako bardzo ładny wizualnie, ale wciąż mocno hipsterski i niszowy trend.

Felieton ukazał się w 28. numerze Magazynu FUSS.

strzalkos

​Jeśli spodobał Ci się tekst, to super! Gdzieś tam cieszę się jak dziecko i skaczę pod sufit mojego ośmiometrowego strychu. Udostępnij, proszę, podlinkuj, przescroluj jeszcze raz. Wpadaj też częściej na lato i na Facebooka. Much love!

43 myśli na temat “Płomienne nagietki do maślanej bagietki, czyli kilka słów o Kwiatożerstwie.

  1. Zib

    Trzy, albo cztery rzeczy mnie tu wprost powaliły.
    Po pierwsze ze przegapiłem ten tekst, chyba byłem na jakimś odjeździe 😜
    Po drugie, że jest dziedzina, oprocz muzyki cerkiewnej na której kompletnie się nie znam. A też dotyczy kotów (mój podjada różne zielska)
    Po trzecie i najważniejsze to fakt że potrafisz pisać całkiem inaczej. Tak trochę bardziej z dystansu. Wiesz to ciekawe,inne i świadczy o niezłym tzw warsztacie, więc już się nie wywiniesz i będę Ci wiercił dziurę w brzuchu o to abyś nie tylko zaczęła swą książkę ale abyś mnie dopuściła do tajemnicy jej tworzenia.
    A i jeszcze sobie przypomniałem skąd wzięłaś się na moim świecie. Nie byłoby Ciebie może gdyby nie zajawka o głaskaniu dwóch kotów na zmianę.
    Ale dobrze się stalo. Pomimo wszystkiego co już Cię spotkało w życiu, a może właśnie dlatego, jesteś według mnie literacką wielką nadzieją bialych(może być ze nie tylko rudych!). Pozdrowienia Zbyszek😁

    Polubione przez 1 osoba

    1. Agata Wieczorowska

      Halko Zbyszek, nie jestem literacką nadzieją XDD Po prostu lubię pisać i ciągnę to dalej. Tak, to stary tekst, jeszcze z magazynu FUSS. Mam jeszcze jeden o świecie tatuażu, którego nie miałam kiedy tu wrzucić i musze to zrobić jakoś całkiem wkrótce. Wielkie pozdro! :)

      Polubienie

      1. Zib

        O świecie tatuażu czytalem, ale szczerze(jak zwykle oczywiście) to choć doceniam zawarta w nim wiedze, to nie bardzo mi odpowiada- znowu była tak jakoś nerwowo i gesto. Wolę gdy informacje nie są tak sprasowane🙊
        Co do nadziei to wybacz, ale dla mnie jestes. Po prostu Wiem że byłabyś w stanie napisać powieść choćby o problemach dzisiejszej mlodziezy, w kontekście tego jak ciężko jest przystosować się do ciągłych i błyskawicznych zmian. Albo scenariusz, który przedstawiał by to wielowatkowo.
        To oczywiście zależy od Ciebie, ale moja wiara ma realne i solidne podstawy.
        Co w sumie znaczy chyba reasumując niewiele. Choć dla mnie duzo, bo masek w życiu widziałem wiele, zbyt wiele! W Tobie jest wiecej😻

        Polubione przez 1 osoba

  2. ula mamonik

    w dzieciństwie lubiłam żuć trawy. W sumie ten nawyk został do dziś :) I wypijać sok z jasnot :) Dzisiaj zdarzy mi się zrobić syrop/miód z kwiatów mlecza :) I na tym moja kwiatożerność się kończy :) Dzięki za wpis :) Nawet nie wiedziałam – że w Polsce ludzie jedzący kwiaty tak się nazywają :)

    Polubienie

  3. Mieszczka.com

    Kwiaty jadane to teraz takie modne. Wprawdzie w piątek zatrzymałam się na dłużej przy torebkach z nasionami, które można wysiać nawet na balkonie, ale zabrakło mi przekonania, że powinnam dołączyć do grona kwiatożerców . ;-)

    Polubione przez 1 osoba

  4. stopociechblog

    Cóż, podjadanie kwiatków, obcym mi jest, choć słyszałam, widziałam, ale.. . jestem niejadkiem i ledwo zjadam małe co nieco, a tu nowy smak. Trudnym dla mnie byłoby. Jak nie będzie co jeść, to i mlecze zjem. Bardzo ciekawy wpis. Dziękuję.

    Polubienie

  5. Paulina 007

    hm….mam kilka fajnych zdjęć z kwiatami;-) jak będę wrzucać coś n insta dorzucę hasztag #kwiatożerność…podoba mi się!;-) taj jak zresztą i Twój wpis;-) trzymam kciuki na niszowe trendy;-) pozdrawiam serdecznie!!!

    Polubione przez 1 osoba

  6. okularnicawkapciach

    Z kwiatów to bez najbardziej mi leży, jestem uzależniona. I od domowej konfitury z płatków róży, bez nich nie ma pączków i zimowych racuszków. No i bratki mogę zjeść, aczkolwiek w porównaniu do róży czy bzu, nie zauważyłam jakiegoś szczególnego smaku :)

    Polubienie

  7. Nisia

    Kwiatożerstwo jakoś zupełnie do mnie nie przemawia. Sprawia wrażenie że to jest po prostu kolejny sposób na sprzedanie czegoś nowego. I o ile rozumiem kwiaty na daniu w formie jadalnej ozdoby, tak przygotowywanie potrawy specjalnie z kwiatów jest dla mnie dziwne… Ale pewnie trend ten zrobi się kiedyś popularny i przestanie dziwić jak już oswoimy się z tą myślą. :)

    Polubienie

  8. Martynka

    Słyszałam już o tym troszkę, ale jestem kompletnie zielona w tym temacie! Ale muszę powiedzieć, że ten temat mnie ciekawi i zaczynam się zastanawiać jak może smakować posiłek posypany kwiatami.. oczywiście takimi, które można bezpiecznie zjeść. :D
    Pozdrawiam!

    Polubione przez 1 osoba

    1. aksinia-kawa-pudelka

      Czasem jest tak, że to kwiaty mają potrzebne nam do zdrowia składniki – nalewka na przepustowość żył jest z kwiatów kasztanowca właśnie – z kasztanów jest obrzydliwa i drażniąca dla żołądka ;) Ale to trzeba się znać, babcię dopytać, co się kiedyś jadało, bo sama moda to trochę za mało [moim zdaniem ;) ]

      Polubione przez 3 ludzi

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.