/ fot. kawałek z Krowyrzywej
Elka przyleciała samolotem z Cambridge. W walizce ma trzy modne sukienki z falbaną. Za kolano i za przeszło 80 funtów każda. Na palcu – ciasno wsunięty pierścionek zaręczynowy, świeżo zmniejszony u jubilera.
Plac na Stawach ciągnął się jak wielkie wspomnienie z czasów studiów. Mieszkała tu przed pięcioma laty. Wracając pijana z melanży, potykała się o krzywe znaki drogowe, wysadzające ulice. Kiedyś zwymiotowała do jednego z koszy na zakręcie z Senatorską. Było lato i miała na sobie szerokie alladynki, w kolorowe mandale. Dred, wpleciony we włosy przez znajomą laseczkę z ASP, ostał się przy katastrofie. Wracając na mieszkanie, zgięta wpół, ściskała w palcach jego twardą, filcowatą końcówkę.
Elka przyleciała samolotem z Cambridge. W walizce ma trzy modne sukienki z falbaną. Za kolano i za przeszło 80 funtów każda. Na palcu – ciasno wsunięty pierścionek zaręczynowy, świeżo zmniejszony u jubilera. Trzeba było wyłuskać z niego wszystkie szklące się na obręczy diamenciki, żeby móc przystąpić do zwężania. Ręka jubilera drżała w skupieniu, ponownie wsuwając kamienie w przeznaczone im dziurki. Podobnie jak głos Mateusza, kiedy klęczał ze spoconym, błyszczącym czołem. Zupełnie jak pierścionek pyszniący się na czerwonej poduszeczce.
Linki do przywiązywania wieszaków wisiały jak wybrakowane łapacze snów. Łapane i puszczane przez wiatr. Wyślizgujące mu się bezgłośnie. Sygnalizacja świetlna wisiała wśród konarów drzewa. Kolorowe kulki błyskały kolejno między gałęziami w swoim, jednostajnym, niezmiennym tempie.
Elka czekała już na ten moment, żeby móc wreszcie ruszyć machinę przedślubnych przygotowań jak ruletkę w wesołym miasteczku. Suknia, ba, będą trzy! Jedna rozkloszowana jak wielki abażur, osadzony na talii. Ta do kościoła. Druga na wesele. Zwiewna ale powłóczysta, idealna do tańców i zdjęć z profilu. Trzecia koktajlowa, koniecznie z pudrowego różu, na poprawiny.
Puste alejki stoją i grzeją się w słońcu jak zaniedbane szklarnie. Wzory bombonierek komunijnych płowieją w słońcu jak stare zdjęcia. W sklepie rybnym, gdzie wąsaty sprzedawca z kotwicą na koszulce nigdy nie miał reszty, wiszą ośniedziałe dzwoneczki. Wiatr przebiera nimi jak drobnymi w portfelu. Brzęk niesie się przez Plac aż pod Lewiatan z odrapanym szyldem i starym rowerem zapiętym tu przypadkiem.
Trzeba będzie przedłużyć rzęsy, dosztukować włosy, muszą być do pasa. Do tego zaproszenia osypujące się brokatem. I fotograf, ale nie jakiś znajomy od wujka czy stryjka. Tylko taki który lepiej niż gości będzie znał Photoshopa. Wszystkie niezaręczone koleżanki pękną z zazdrości jak za mocno nadmuchane balony walentynkowe. Oświadczył się jej! I to wtedy, kiedy się tego kompletnie nie spodziewała. Między jedną kłótnią a wyjazdem służbowym do Brukseli. Całkiem dobry timing.
Bułki z makiem i chleb siedem ziaren zawsze stały ramię w ramię w Buczku i tylko kolejka ludzi na zewnątrz była obfitsza niż lukier na pączkach półkę wyżej. Czasem spotykała chłopaka, któremu udzielała korków z angielskiego i zdarzało jej się udawać, że go nie widzi. Nie miała czasu na marnowanie czasu, a ,,small talk” był tylko słówkiem w repertuarze jej zajęć. Pamięta, że miał zielone oczy i nigdy nie patrzył na nią przy sprawdzaniu prac domowych.
Elka nie rozeznaje się dokładnie, czy Mateusz ma więcej znajomych na Fejsie czy tysięcy miesięcznie, ale obracając w palcach mrugające diamenciki jest przekonana, że dogadają się w kwestii listy gości. Cholera by to wzięła, tu niedziela niehandlowa. Na placu tylko niedopite po nocy piersiówki i kiosk ruchu, czekający na poniedziałek.
Jeśli spodobał Ci się tekst, to super! Gdzieś tam cieszę się jak dziecko i skaczę pod sufit mojego ośmiometrowego strychu. Udostępnij, proszę, podlinkuj, przescroluj jeszcze raz. Wpadaj też częściej na lato i na Facebooka. Much love!
Szymon Qavtan Furmaniak
„I fotograf, ale nie jakiś znajomy od wujka czy stryjka. Tylko taki który lepiej niż gości będzie znał Photoshopa.” – cudowne :]
PolubieniePolubienie
Teresa
Szczaw i mirabelki, to część mojego dzieciństwa. :) .
PolubieniePolubienie
aksinia-kawa-pudelka
Szkoda dziewczyny. A tekst świetny.
PolubieniePolubienie
mojrozwojz
Jest coś magicznego w Twoich tekstach! <3
PolubieniePolubienie
stopociechblog
Kiedyś stanę w kolejce po autograf. Piszesz cudnie, „Wiatr przebiera… . Brzęk niesie się..”
PolubieniePolubienie
Ultra
Świetne obrazki doskonale skomponowane. Można się pogubić i znów odnaleźć nie tylko na zakupach.
Serdecznie pozdrawiam
PolubieniePolubienie
Veronica Neige
epicko.. ba ! filozoficznie; no bo taka Niedziela Niehandlowa to żywot niejednej z Kas , sic!
PolubieniePolubienie
anzai12
Pamiętam …
PolubieniePolubienie
nostressbaby
Piękne masz te porównania. Uwielbiam czytać takie cudeńka. Pozdrawiam
PolubieniePolubienie
Caffe
Zanim sprawdziłam, że Plan na Stawach jest w Krakowie jakoś tak podświadomie wyczułam w opisie krakowski klimat.:-)
PolubieniePolubienie
jasionowska
♥️
PolubieniePolubienie
Tatul
Szczaw i mirabelki, mirabelki i szczaw – to skojarzenie polityczne i trwale związane z poprzednią władzą
PolubieniePolubienie
Zib
Zbyt proste! Owszem, pamiętam ZChN. A jeśli z poprzednią władzą to chyba dlatego że też na pokaz!:-P
PolubieniePolubienie
alicjanawyspie
Świetnie się czyta. Obrazy uchwycone jak na fotografiach. Prawda, chowająca się gdzieś pod powierzchnią. Bardziej przeczuwana niż dotykalna.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Zib
Czemu te diamenciki kojarzą mi się że szczawiem? Kwestia smaku? Lubię szczawiową:-P
PolubieniePolubienie