Waty i parapety.

mieciuszkowiec

/ fot. kot naokienny

Najlepsze wiosną w Krakowie nie są mlecze porozrzucane na Mogilskim jak drobne po imprezie. Nie wata cukrowa w Parku Jordana, przez którą prześwieca się słońce jak przez słodką pajęczynę. I nawet nie niebo, które już nie pamięta smogu. Ale koty mieszkające na parterze, wystające przez okno i furkoczące na sam widok przechodnia. Gotowe do głaskania. Full service, all inclusive. Lepsze niż Maroko z Itaki. ♥

strzalkos

​Jeśli spodobał Ci się tekst, to super! Gdzieś tam cieszę się jak dziecko i skaczę pod sufit mojego ośmiometrowego strychu. Udostępnij, proszę, podlinkuj, przescroluj jeszcze raz. Wpadaj też częściej na wiosnę i na Facebooka. Much love!

12 myśli na temat “Waty i parapety.

  1. Ultra

    Koty nie w worku, a na parapetach? I do głaskania? Mojego nie pogłaszczesz, ofuknie i pazurkami potraktuje.
    Serdecznie pozdrawiam

    Polubienie

  2. stopociechblog

    „furkoczące”, cudne słowo oddające ich przymilne zaczepki. Ja mam Kleosia, kocura syjamskiego. Wyjątkowy tulak! Ładnie piszesz. Krótki tekst ze zgrabnych zdań. Dziękuję

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.