/ fot. Bracka
Zima rozpięła się na Mogilskim jak stary płaszcz. Cisza zakazała wstępu samochodom i ludziom, a ptaki zaniemówiły z tęsknoty za jesienią. Czubki choinek stały nieruchomo, niewzruszone przez wiatr, zdumione zimnem, które uderzyło w nocy.
Przecinała aleję szybko i na przełaj. Jej granatowy płaszcz z Zary odcinał się na tle bieli śniegu. Marmurkowe legginsy rolowały się w okolicy łydek — pewnie uważała, że ma grube nogi, chociaż nikt nigdy nie wpajał jej tego przekonania. Legginsy na oko były o dobry rozmiar za małe i marmurkowy print pojaśniał od mocnego napięcia materiału. Może brak komentarzy na temat jej nóg sprawił, że z biegiem lat nabrała pewności, że oznacza on tyle, że nogi są faktycznie za grube, a tego przecież wytykać nie wypada.
Botki czarne, zamszowe, przed kostkę, żeby linia nogi wydawała się smuklejsza. I faktycznie, z tyłu jej nogi wyglądały jak dwa, zgrabnie wygięte, kocie ogony. Z tyłu na każdym bucie — długie paski wiotkiego zamszu, zawiązane w pokaźnej wielkości kokardę. Kiedy stukała obcasami o wyłomy chodnika, jej buty wyglądały jak dwa prezenty absurdalnie odbijające się od ziemi wbrew siłom grawitacji.
Dziwne, że nie nałożyła czapki — pewnie nie miała niczego pasującego, bo zima zaskoczyła ją jak całą scenerię wokół. Blond loki, skręcone w porannym pośpiechu na prostownicy w sprężystych podskokach odbijały się od płaszcza. Z tyłu, na wysokości potylicy, miała wpiętą złotą spinkę w kształcie gałęzi drzewa. Tak ładną i dużą, że było ją widać stąd. Coś podobnego mignęło mi kiedyś w jakimś lookbooku z inspiracjami ślubnymi dla panien młodych i druhen. Włosy, pomimo częściowego spętania spinką, co do której proweniencji wciąż łamałam sobie głowę, kiedy ginęła mi za zakrętem, były jednym z najbardziej widowiskowych elementów jej looku. Zresztą jak co rano.
Stałam z aparatem przyciśniętym do niewymownie zimnej szyby balkonu i przeklikiwałam szybko zdjęcia, które udało mi się cyknąć przez wykwity szronu na szybie. Szron sfotografował się zaskakująco korzystnie — jak ażurowa ramka po lewej stronie kadrów. Darmowy filtr od zimy, lepszy niż cały pakiet Instagrama.
Nie wiedziała, że co rano o 6:15 jest dla mnie biegnącą inspiracją. Jedyne co, to mogłaby spieszyć się trochę spokojniej, żeby łatwiej było wychwycić detal. No ale przecież, nie wiedziała, że jej wybory odzieżowe i fryzjerskie mam udokumentowane od marca zeszłego roku, kiedy wprowadziłam się do domu obok. Te buty dziś naprawdę mnie ujęły. W tym sezonie zaprojektuję chyba płaszcz wiązany w zamszową, a może aksamitną kokardę na kapturze. Może kupi go potem w ulubionej sieciówce.
Tekst napisałam w ramach Szkoły Pisania Powieści prowadzonej przez Marię Kulę.
Jeśli spodobał Ci się tekst, to super! Gdzieś tam cieszę się jak dziecko i skaczę pod sufit mojego ośmiometrowego strychu. Udostępnij, proszę, podlinkuj, przescroluj jeszcze raz. Wpadaj też częściej na zimę i na Facebooka. Much love!
stopociechblog
” Zima rozpięła się, ptaki zaniemówiły, zgrabnie wygięte kocie ogony, biegnąca inspiracja…”. Ja wciąż sycę swój umysł i fantazję „czytając Ciebie”. i jest mi dobrze. A historia niesamowita. Ty spokojna, systematyczna..
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Agata Wieczorowska
haha, to jedna z prac do napisania z ubiegłorocznej szkoły pisania powieści, to były czasy <3
PolubieniePolubione przez 1 osoba
stopociechblog
O matko, jest coś takiego, jak szkoła pisania powieści? Chciałabym się dostać. Poczytam w internecie, może znajdę w trójmieście.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
moderngeishatw
Czyta się idealnie przy ciepłym kubku i zimowym klimacie :) Stale trzymasz poziom – gratulacje!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jan Piotr
gdybyśmy mogli wiedzieć, co dobrego ludzie o nas myślą, a nie mają okazji lub wstydzą się powiedzieć…
PolubieniePolubione przez 1 osoba