Rozmowy na gruzińskich dachówkach.

img_9236x

/ fot. Ana w drodze na lodowiec, lipiec 2016

Ana ma oczy, które sypiają po pięć godzin dziennie i 16 lat w paszporcie. Długie, ciemne włosy, ciemne brwi, które nie wymagają makijażu i nos trochę jakby pożyczony z innej twarzy. Poprawia zawieszoną na szyi rękę szczęścia i szybko rusza naprzód po dużych, wyślizganych głazach prowadzących pod lodowiec, ulokowany nad gruzińską miejscowością, Mestią.

Ubrana jest w luźną, jeansową bluzę i mimo chłodu gruzińskiej nocy do samego końca zostanie w krótkich spodenkach. Późnym wieczorem pokaże nam swoje sekretne przejście na dach, z którego widać bezwstydny bezkres tutejszych gór i sąsiadów, którzy urządzają urodzinową suprę komuś z rodziny. Mała, urodzinowa zorza na prawo od domu Any, która gra, śpiewa i raduje się aż po gwiazdy.

Siadamy na chłodnych dachówkach i patrzymy w gwiazdy, które wiszą tutaj niżej i mrugają jak bożonarodzeniowe światełka. Anę zasmuca, kiedy ktoś wtajemniczony w misterium jej dachu pisze jej potem po wyjeździe, że tęskni za tą połacią gruzińskiej dachówki a nie za nią. Jest zodiakalnymi rybami i wierzy, że stąd bierze się jej wrażliwość i melancholia.

Uwielbia koty, pokazuje nam na aparacie zdjęcia mnie z przydrożnym kotem w drodze na lodowiec. Mówi, że jestem najpiękniejszą kobietą, jaką widziała, a to dlatego, że widziała mało blondynek, a wszyscy Gruzini mają włosy tak ciemne jak gruzińska noc. Kocha koty bez wyjątku, ale co wieczór gra w „Exploding Kittens”, bo zaprzyjaźniona rodzina z Kanady kupiła jej tę grę na Boże Narodzenie.

Ana mówi, że kiedy przyjeżdżają goście, wszyscy domownicy przenoszą się do gorszych, starszych pokoi, na których wykwita grzyb i łuszczy się tynk ze ścian. Jej to nie przeszkadza, na ścianie nad swoim łóżkiem maluje kosmos starymi farbami plakatowymi i wkłada za ramę lustra paragon ze sklepu we Wrocławiu, w którym była dwa lata temu. Czuje się tu jak u siebie. Woli, żeby rano budziły ją odłamki tynku spadające na głowę, ale żeby mogła poznawać ludzi zza granicy i budować z nimi przyjaźnie, o ile czas i język pozwolą.

Prawie zasypiam na dachu z nadmiaru tlenu i piękna, więc kiedy zegar idzie na drugą, my idziemy do pokoi. Drugi dzień minie nam pod znakiem marzeń o dachu. Ale wieczorem deszcz rozpada się tak mocno, że rynna nie będzie zdążała wypluwać wody jak wielkie gardło smoka i zostanie nam przechadzka pod kapturami i gwiazdami przez wioskę.

strzalkos

​Jeśli spodobał Ci się tekst, to super! Gdzieś tam cieszę się jak dziecko i skaczę pod sufit mojego ośmiometrowego strychu. Udostępnij, proszę, podlinkuj, przescroluj jeszcze raz. Wpadaj też częściej na lato i na Facebooka. Much love!

2 myśli na temat “Rozmowy na gruzińskich dachówkach.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.