/ fot. Dobczyce, woj. małopolskie
Zawsze żyłam w mieście, obudowana betonem. Prawdopodobnie dlatego nigdy nie marzyłam o własnym domku z białym płotem i doniczką pelargonii na ganku, znanym tylko z kinowego ekranu. Zamiast ganku z pelargoniami miałam staruszkę z naprzeciwka, która na klatce schodowej hodowała kaktusy w pojemnikach po margarynie.
Miasto, jakiekolwiek by nie było, porządkuje przestrzeń. Choćby snem architekta osiedlowego placu zabaw była piaskownica wielkości stolika kawiarnianego, ozdobiona jednym koniem na sprężynie, to jest to jakiś porządek. Możesz na niego przystać lub przeciw niemu się buntować, ale wiesz, że koń na tle mikropiaskownicy zawsze będzie stałym elementem wystroju Twojej przestrzeni zaokiennej.
Bez względu na to, czy dane miasto składa się ze skomplikowanej sieci ulic, labiryntu uliczek i wizjonerskich osiedli wijących się wzdłuż obrzeży, czy jest prostą, punktową mieściną, zawsze można pokusić się o znalezienie jakiegoś motywu przewodniego. Czegoś, co jest cechą dystynktywną danego miasta. Choćby z najbardziej niepozornego miasta można wyłowić coś, co je wyróżnia na tle innych, nawet tych ustytuowanych w podobnej szerokości geograficznej.
Škofja Loka, Słowenia
To małe, trochę jakby zapomniane miasteczko w północno-wschodniej części Słowenii. Zamieszkiwane raptem przez około 18 tysięcy mieszkańców rozsypanych na 145 kilometrach kwadratowych, może poszczycić się sennymi, wąskimi uliczkami, przez całe godziny nieprzemierzanymi ludzką stopą. Kiedy odwiedzaliśmy Słowenię i przyszło nam zrobić postój w tej miejscowości, mieliśmy wrażenie jakby była świeżo po epidemii, która wymiotła zeń mieszkańców. Puste i senne, ale piękne. Trochę takie post-miasto, pocywilizacyjne, pokomercyjne, opustoszałe. Ale mimo to interesujące z powodu architektury i ciszy pobrzmiewającej z każdego kąta.
Constanța, Rumunia
Położona nad samym Morzem Czarnym co roku od maja do końca września wabi turystów. Pomimo tłumów, a może właśnie z ich powodu, miasto samo w sobie nie zachwyca. Jest przeładowane straganami z cekinowymi magnesami na lodówkę z napisem „Constanța” albo „Marea Neagră” i ludźmi kłębiącymi się wokół. Architektonicznie Constanța ani nie ustępuje, ani nie przewyższa innych dużych rumuńskich miast. Ale i tutaj możemy znaleźć coś, co charakteryzuje miasto i niejako nadaje sens jego istnieniu, czyli kasyno. Ukończone na początku XX wieku, z początku w głównej mierze drewniane, w pewnym momencie zostało prawie doszczętnie strawione przez pożar. Z powodów finansowych pełna renowacja nigdy nie została przeprowadzona. Kasyno w środku popadło więc w ruinę i stało się przytułkiem dla mew i gołębi. Z zewnątrz do dziś jednak zachwyca i latem – skąpane w południowym słońcu, i zimą, kiedy wydaje się większe i bardziej monumentalne, bo skute lodem i oprószone śniegiem. To opuszczone kasyno, pomimo uroku wybrzeża Morza Czarnego, pozostaje prawdziwym symbolem Constanțy.
Medzilaborce, Słowacja
Medzilaborce to kolejna mała, niepozorna miejscowość w Europie Środkowej. Obecnie zamieszkana jest przez niecałe 7 tysięcy ludności. W pamięć zapadają przede wszystkim duże, przestronne Tesca, wyrastające wśród nieuporządkowanego, rozsypanego krajobrazu. Wokół samochodów poustawianych rzadko na parkingu wałęsają się dzieci, nucące ze znużeniem pod nosem tylko sobie znane piosenki. Z tego całego rozsypanego pejzażu wyłania się Muzeum Andy’ego Warhola, w którym zgromadzona jest druga co do wielkości na świecie kolekcja prac artysty oraz jego braci, Paula i Jamesa. Ich matka przyszła na świat 17 kilometrów stąd, w jeszcze mniejszej miejscowości Miková i dość długo mieszkała tam z mężem przed emigracją do Stanów Zjednoczonych. Muzeum reprezentuje iście światowy poziom, jest interaktywne, przestronne i przebogate w zasoby, rekompensując estetyczne braki samego miasta.
Miasto zawsze ma sens, nawet jeśli samo w sobie jest trochę kulawe, trochę nieudane, do granic przeładowane turystami albo kompletnie opustoszałe. Myślę, że i betonowe łono miasta jest miejscem przyjaznym dla ludzi. W końcu większość z nas, pomijając słowne deklaracje ukochania wsi, wybrała właśnie miasto jako przestrzeń do życia. Coś nas nieustannie do miasta ciągnie i w mieście urzeka.
Artykuł dostępny w magazynie FUSS, numer ,,Big City Life”, XIX 2016.
Jeśli spodobał Ci się tekst, to super! Gdzieś tam cieszę się jak dziecko i skaczę pod sufit mojego ośmiometrowego strychu. Udostępnij, proszę, podlinkuj, przescroluj jeszcze raz. Wpadaj też częściej na lato i na Facebooka. Much love!
dziewczezlisciem
Doskonały wpis.
Trochę dlatego mimo całego mojego zachwytu odludziem trzyma mnie miasto.
PolubieniePolubienie
Nisia
Ja od zawsze mieszkam w mieści i właśnie dlatego od zawsze marzyłam, żeby żyć na wsi. Ale nie żyję, bo faktycznie jest w mieście coś, co mnie tu trzyma i na razie nie pozwala odejść. :) I mimo iż kocham przyrodę i ciszę, to może po prostu jeszcze nie nadszedł moment, żeby z tego miasta wyjechać. ;)
Super tekst i piękne zdjęcia! :)
PolubieniePolubienie