Krowie rogi w oknie marszrutki, czyli niewyśniony sen o Gruzji.

P8041238ii

/ fot. Udabno, Gruzja

– Jak tam Gruzja?
– Jak to jak Gruzja? – odpowiadam, wyrwana z korporacyjnego snu, spomiędzy maili piętrzących się w skrzynce, które są teraz bardziej moje niż gruzińskie góry.

Gruzja to zapomniana bajka, szczyty wyznaczające kontur nieba, zmrużone słońcem oczy, krowie rogi odbijające się w oknach marszrutki. Gruzja to kierowca, który zanim zdąży przekręcić kluczyk w stacyjce, mocuje tlącego się papierosa między zębami i uderza pod wąsem w jakąś tęskną, gruzińską nutę. Eh, Sakartwelo*.

Gruzja nie była moim marzeniem jak inne kraje. Rumunia przykładowo była, bo znam jako tako kulturę i mówię w ichniejszym języku. Brazylia, bo przecież studiowałam filologię portugalską i chciałam sprawdzić na własnej skórze piasek na plaży w Leblon. Ale nie Gruzja. Gruzja okazała się kompletnie przypadkowo spełnionym niewyśnionym snem. Snem, którego nie miałam odwagi wyśnić sama.

Gruzja to kraj, w którym korki na drogach powodują wyłącznie krowy z pietyzmem i spokojem przemierzające drogę z pastwiska do obory, drogę która zawsze biegnie przez jezdnię i zatrzymuje koła i niespokojne myśli. Kraj, który śpiewa głośniej niż mówi, kraj, w którym kogut zapomina zapiać o świcie i można spać do oporu, trawiąc czaczę i słony ser. Bezpańskie psy nie żebrzą tu o jedzenie, ale pokazują pyski, na których ktoś już rozpiął szeroki, psi uśmiech.

Gruzja to też powiew miejskiego kurzu na twarzy, przydrożny sprzedawca, który zasnął na swoich arbuzach, ale te wciąż lśnią w słońcu i zachęcają do kupna. Im bliżej do granicy z Armenią tym będą błyszczeć coraz mocniej i obniżać swoją cenę. Gruzja to wino z granatu i morwy, swańska sól, która podana sama na opuszku palca smakuje lepiej niż niejedno pełne danie w innym kraju.

Gruzja to opony grzęznące w błotnistych drogach i ścieżki wykrojone nad urwiskiem, wiodące do ukrytych pod kopułami drzew i nieba kościołów. Gruzja to Tbilisi z pastelowymi budynkami i jesienne dachy Mestii. Gruzja jest jak wiersz, nie da się jej streścić, można ją opowiadać, analizować, fotografować, ale trzeba do niej wracać.

_____
(*) Sakartwelo to po gruzińsku Gruzja.

strzalkos

​Jeśli spodobał Ci się tekst, to super! Gdzieś tam cieszę się jak dziecko i skaczę pod sufit mojego ośmiometrowego strychu. Udostępnij, proszę, podlinkuj, przescroluj jeszcze raz. Wpadaj też częściej na lato i na Facebooka. Much love!

13 myśli na temat “Krowie rogi w oknie marszrutki, czyli niewyśniony sen o Gruzji.

  1. Pingback: Matka Boska Marszrutkowa. – kałuża pełna mirabelek

  2. wyprawyiinnesprawy

    Niesamowity opis, po przeczytaniu jeszcze bardziej chcę to zobaczyć! Też nigdy nie marzyłam o zwiedzeniu tego kraju, dopóki przypadkowa osoba mi o nim powiedziała. Teraz już szukam okazji, aby w końcu się tam wybrać (;

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.