Dwie walizki. Dwa lata.

Znałam ludzi, którym nie myliła się sukienka ze spódnicą, ale nie odróżniali północy od południa i takich, którzy zamiast obrusu mieli na stół narzuconą mapę świata. Oznaczali kręgami z wina miejsca, które chcieliby odwiedzić. Dziś piszę o podróżnikach, których spotkałam odkąd zamieszkałam w Krakowie.

Mieszkałam kiedyś z dziewczyną, która była dowodem na to, że Photoshop mógłby nie istnieć. Miała długie blond włosy, które codziennie pieczołowicie zakręcała na prostownicy. Umiała wyrzeźbić je w sprężyste i gładkie fale. W szafie wszystkie bluzki miały bufki, a sukienki były przed kolano. Spódnice – tylko ołówkowe, a spodnie – cygaretki. Szafa była z Ikei i pękała w szwach, bo szwów miała mniej bufki na bluzkach.

Gosia zawsze zacinała się przy obieraniu ziemniaków i krew kapała z jej wypielęgnowanych dłoni. Wtedy przychodził Marek. Ścierał krew i kończył obieranie.

Gosia myliła północ z południem i nigdy nie pamiętała, po której stronie Polski leży Gdańsk. Któregoś wieczoru Marek wrócił z uczelni z uzupełnionym indeksem i dwiema zielonymi kartami do Stanów. Tydzień później złożyli wypowiedzenie i kwiaty babci właściciela mieszkania. Spakowali większość bluzek z bufkami i polecieli do Atlanty. Resztę bluzek pospiesznie wyrzucili, na czym skorzystałam ja, bo byłam w tamtym czasie biedną studentką. Gosia umiała wtedy powiedzieć Hello, I am Gosia. Przeprowadziła się nie tylko do Atlanty, ale też na Instagrama i jakbym się uparła, to mogłabym widywać ją częściej, niż z nią mieszkając.

Daniela przyleciała z Rumunii do Krakowa. Kontrakt, dwa lata, dwie walizki. Dostała kilka grup na lokalnym uniwersytecie, zamieszkała za rogiem. Pierwszą rzeczą, którą kupiła w Polsce było opakowanie gumy Orbit i mapa świata. Mapę rozłożyła na nocnym stoliku jak obrus. Zawsze kiedy przychodziłyśmy do niej na ciasteczka i wino, kieliszki zostawiały na mapie krwawe okręgi, jakby poszczególne miejsca same prosiły się o odwiedzenie. Kiedy jechała w jedno z nich, przekreślała kręgi z wina i szukała kolejnych.

W życiu nie miałam nauczycielki, która nauczyłaby mnie tak mało rumuńskiego, tak bardzo zignorowała gramatykę i tak rzadko tłumaczyła słówka. W życiu nie miałam też nauczycielki akademickiej, która nauczyłaby mnie tak dużo życia. Do Rumunii pojechałam trzy razy. Dwa na stopa. Zawsze z obrusem mapą w głowie.

Kiedy poznałam Paulinkę siedziała na murku pod uczelnią w kolorowych Alladynkach i jadła loda. Był ciepły październik. Lód ściekał jej po palcach. Pamiętam jej różowy, ruchliwy język zlizujący słodkie zacieki.

Paulinka wybrała się do Brazylii a potem wybrała filologię portugalską. Miała lecieć ze swoim kolegą z liceum, który w przeddzień wyjazdu złamał nie jedną, ale dwie nogi. Potem złamał jej też serce. Paulinka poleciała sama, chociaż miała ledwie 18 lat i 154 wzrostu. Włosy w kolorze najjaśniejszego blondu występującego poza Rossmannem i uśmiech wykrojony aż po szóstki. Poleciała prosto do Salwadoru. Codziennie jechała na zajęcia z wolontariatu autobusem, z którego wylewali się barczyści Murzyni. Zawsze ustępowali jej miejsca. Bo to była menina loira e parecia ser um anjo.

Pierwszego dnia nie miała siły się bać. Potem już nie było czego. Po powrocie nie bała się już niczego. Nawet egzaminów z fonetyki.

Teraz znam też ludzi, którzy jeśli gdzieś jadą, to tylko na wczasy all inclusive i to takie dwutygodniowe, bo takie łapią się do programu wakacje pod gruszą i korpo refunduje część kosztów. A jeśli nie all inclusive, to pakują się do Hajdarabadu na przejęcie procesu.

Nie poleciałam z nimi ani razu.

strzalkos

​Jeśli spodobał Ci się tekst, to super! Gdzieś tam cieszę się jak dziecko i skaczę pod sufit mojego ośmiometrowego strychu. Udostępnij, proszę, podlinkuj, przescroluj jeszcze raz. Wpadaj też częściej na jesień i na Facebooka. Much love!

29 myśli na temat “Dwie walizki. Dwa lata.

  1. calexicos

    Właśnie powróciłam do Krakowa z Rio de Janeiro. Musze przyznać, że żywo i bardzo osobiście traktuję Twoje słowa „Pierwszego dnia nie miała siły się bać. Potem już nie było czego. Po powrocie nie bała się już niczego.” Tak właśnie to czuję!

    Polubione przez 1 osoba

    1. Agata Wieczorowska

      Dziękuję za taki komentarz. Zawsze przy pisaniu myślisz, że to tylko Twoje odczucie, że każdy czuje to inaczej. A kiedy okazuje się, że ktoś odkrył w twoim tekście kawałek siebie, swoja reakcję, swoją emocję, sens pisania staje się tym większy. :)

      Polubione przez 1 osoba

      1. calexicos

        Bardzo mi miło! I zgadzam się, zawsze gdy dostanę właśnie taki feedback robi się jakoś niezwykle ciepło gdzieś tam w sercu, bo czuję, że dotknęłam kogoś w szczególny sposób :)
        A ponieważ zepchnęłam Strach na tylne siedzenie, a za kierownicą usadowiłam wygodnie Odwagę -za miesiąc znowu wracam do Ameryki Południowej <3

        Polubienie

  2. elanoga

    Oj… ten pomysł z mapą-obrusem mnie rozwalił… ja mam globus… tradycyjnie kręcisz i na chybił-trafił palcem zatrzymujesz;) Rumunia… uwielbiam. Czekam aż dziecko podrośnie i planuję wyjazd do Draculi;) I jeszcze do legolandu (teraz bez sensu, bo połowa atrakcji nie dla niego) i jeszcze na Bornholm… Ale też… na Mazury. Może już w tym roku… Wczasy all inclusive? Byłam – nuuuuudno! Może jedynie na dwa, trzy dni, odpoczać i poczuć odrobinę luksusu. A potem… w długą tam, gdzie wczasowiczów nie spotkasz…

    Polubione przez 1 osoba

    1. Agata Wieczorowska

      Castelul Bran warto odwiedzić, ale z doświadczenia wiem, że ludzie sobie zawsze więcej obiecują niż jest im finalnie dane zobaczyć. Zamek wielkości dużego dworku, na Disneyland nie aspiruje, a wokół zamku straganiki jak na Krupówkach za PRLu. Plastikowe kły, magnezy z główkami czosnku, koszulki z podobizną Draculi. Niemniej jednak, polecam, bo miejsce prawdziwe i nie wynaturzone. :-)

      Polubienie

  3. najlepszewspomnienie

    Właśnie 2 dni temu wróciłam z Malty. Żadne all inclusive, za to podróż planowana od maja i wylot dopiero w listopadzie. Szukanie biletów, noclegów, samochodu i przygody na miejscu dały mi masę wspomnień, czego nie dają wakacje zarezerwowane w biurze podróży. Wydałam pewnie więcej niż w biurze, ale dokonałam wszystkiego sama. To daje największą satysfakcję i w tym tkwi istota podróżowania- w spotkaniu z tybulcami, z problemami, ze spóźnieniami, lokalnym jedzeniem… Teraz mówię i robię po swojemu, ale pewnie jak będę miała męża i 2 dzieci to wybiorę się na all inclusive żeby niczym się nie przejmować i żeby moim jedynym problemem była kwestia „na który boczek się przewrócić?”…

    Polubienie

    1. niewidy

      Ja mam dwójkę dzieci i z tego m.in. powodu bym się na all inclusive nie wybrała – obawiam się, że zanudzilibyśmy się na śmierć. Dobry balans miedzy plażowaniem a wycieczkami samodzielnie wymyślonymi świetnie nam się sprawdził w tym roku.

      Polubienie

  4. Karol Krzyżosiak

    Podzielam preferencje podróżnicze.
    Jedna tylko rzecz nie daje mi spokoju, z tą Paulinką:
    włosy miała w kolorze „najjaśniejszego blondu”, a nazywali
    ją „menina morena”? No offence, dla mnie „anjo” może mieć
    dowolny kolor włosów, ale jestem zdezorientowany ; )

    Polubione przez 1 osoba

      1. Karol Krzyżosiak

        Nie żebym znał portugalski,
        ale języki romańskie nie są mi do końca obce. : )
        Mnie się to i tak podoba, bo lubię takie „szczeliny” w tekście,
        gdzie widać, że za kurtyną słów stoi autor – istota omylna.
        Pozdrawiam

        Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.