I. Ewa.
Stałyśmy z Ewą na przejściu dla pieszych na Salwatorze. To był jeden z tych ciepłych i suchych jesiennych dni. Taki dzień co to mógł być wyciągnięty z filmu, a nie z kalendarza. Zajezdnia tramwajowa. Salwator. Osypujące się z drzew żółte, pozwijane liście jak małe nieudane origami jesieni. Lekki wietrzyk. Kosmyki włosów w kącikach ust. Stałyśmy i czekałyśmy na czerwone światło. I wtedy jakaś dziewczyna niespiesznym, ale zdecydowanym krokiem przeszła przez pasy i skręciła w prawo, w kierunku Diabelskiego Mostka. Zrobiła to tak naturalnie, tak pewnie i tak spokojnie, że Ewa stwierdziła: Musi pracować na nocną zmianę w korpo, skoro tak przechodzi. Po prostu musi.
II. Honorata.
Wraca do domu. W sumie, to zawsze chciała mieć w nim artystyczny nieład. Malować obrazy, wyklejać kolaże, czasem rzeźbić w drewnie. Chciała wchodzić do domu i potykać się o pędzle, przewracać niedomknięte tuki z farbą i patrzeć, jak piękne fiolety wykwitają na wynajętym parkiecie. Chciała przeganiać kwiecistym, vintage’owym parasolem leniwego kota z odprysków fioletu. Ale to nie niebo. To Kraków. Miasto, w którym nie ma nieba. Wraca do domu z korpo. Lekka nadgodzina. Ale git, bo wypłacą. Zdejmuje szpilki, rozciera obolałe śródstopie. Odpina rzep maski przeciwsmogowej, wiesza maskę na klamce. Idzie do łazienki. W Krakowie nie ma nic innego do roboty niż pracować w korpo, zaciągać się smogiem jak zakazanym cygarem, a nocami mieć piękne sny o wyjeździe. Spuszcza wodę i myśli, że jedyne koty, jakie bywają w tym mieszkaniu, to koty korpo znajomych wyjeżdżających na dwutygodniowe, refundowane wakacje pod gruszą. Pożyczone koty, pożyczone marzenia. Aż sedes się zapchał.
III. Weronika.
Kaszlała już trzecią noc z rzędu. Całą noc. Jej współlokator wygłuszył drzwi, zawieszając na nich grube ręczniki z froty. Między jednym atakiem a drugim, między drugą a trzecią nad ranem, zastawiała się, czy powyklejał też ściany pokoju wytłaczankami od jajek. Był z małej wioski pod Krakowem, często przywoził pełne wytłaczanki swojskich jaj. Kaszlała i zastanawiała się, kiedy spadnie toksyczność powietrza za oknami i kiedy będzie można spakować walizki i nałożyć na głowę słomkowy kapelusz. Podręczną mapę Gdańska od miesięcy miała zamiast obrusu na nocnym stoliku. Poranek tlił się powoli w akompaniamencie jej oskrzeli.
Jeśli spodobał Ci się tekst, to super! Gdzieś tam cieszę się jak dziecko i skaczę pod sufit mojego ośmiometrowego strychu. Udostępnij, proszę, podlinkuj, przescroluj jeszcze raz. Wpadaj też częściej na zimę i na Facebooka. Much love!
Szymon Qavtan Furmaniak
>>>W Krakowie nie ma nic innego do roboty niż pracować w korpo, zaciągać się smogiem jak zakazanym cygarem, a nocami mieć piękne sny o wyjeździe.<<<
A Lublin zaprasza :] Tak przykre słowa o Krakowie? Po ilu latach pobytu?
PolubieniePolubienie
jacekboss1
Faktycznie ten smog daje się we znaki, ale tak to jest, jak się zabudowuję Kraków. W ten sposób zamknięto przewiew korytarzy, a że Kraków leży w dolinie to ten cały syf i zanieczyszczone powietrze wisi nad miastem. Oczywiście to też palenia węglem choć ono mniej szkodliwe niż palenie śmieci czy też spaliny samochodowe, ale ludziska zamiast do MPK’a się przesiąść każdy lansuje się jadąc do pracy autem. Nie dość, że duża ilość samochodów to duża ilość spalin to jeszcze korki.
PolubieniePolubienie
anna.bf.wordpress.com
Witaj, :)
nominowałam Cię do Liebster Blog Award u siebie na blogu. Pytania znajdziesz klikając w poniższy link.
https://bycfit.wordpress.com/2015/11/06/liebster-blog-award/#more-374
Zapraszam do zabawy! :)
PolubieniePolubienie
Agata Wieczorowska
Dziękuję dzięuję. Kłaniam się i będę to ogarniać. :-)
PolubieniePolubienie