Gra w niedomówienia, czyli 5 mln Polaków.

Na spotkanie z koleżanką przychodzi spóźniona czterdzieści minut, z niedoschniętymi paznokciami, pomalowanymi na brokatową czerń. Włosy jeszcze pachną szamponem, była promocja na Syossa w Rossmannie. Ramiona zatopione w opadających falbanach chabrowej sukienki. Usta nawet nie, że niby mimochodem, ale całkiem otwarcie umalowane za ciemną, wieczorową szminką.

Jest 18.45, wieża mariacka jeszcze nie wybija godziny. Turyści leniwie fotografują swoje dzieci wystające z głowy Mitoraja. Lody w rożku wypadają z wózków na chodnik, co jakiś czas nad głowami zatrzepocze spłoszony gołąb. Zmęczone słońce głaszcze zagięcia sukienki, jakby sprawdzało jakość materiału. Ale to nie sklep z tkaninami na Kleparzu.

Pospieszne cześć, ręce jakieś drżące, kac z wczoraj. Ostrożnie, bo paznokcie schną. Kopertówka pod pachą zdradza plan, że może po spotkaniu z koleżanką uda się spotkać także z nim. Po dwóch godzinach plotek odmierzonych zegarem na ścianie przychodzi on. Zwabiony lekkim smsem, że niby od niechcenia. Pomadkę z ust zdążył zetrzeć wieczór i kufel piwa na odwagę.

On też trochę wczorajszy, bo kac z soboty to wspólna rzecz. Siada, odgarnia z czoła tłusty kosmyk włosów. Mówi coś tak głośno i wyraźnie, że widać, że się denerwuje i kompletnie nie wie, co powiedzieć. Kiedy się nachyla, pachnie papierosami, jakby tuż za rogiem dopalał ostatniego. Na rozluźnienie nie ma innego pomysłu, bo procentem nie wypada pachnieć na dzień dobry, ani na dobry wieczór.

Rozmowa trochę się nie klei, a trochę rozłazi jak stara tektura. Słowa jakoś nie przychodzą do głowy, przydałby się elementarz. Biorą jakąś grę z knajpianej półki, paznokcie już dawno przeschły, błyskają ciemnym brokatem. Palce przekładają karty, kolana co jakiś czas trącają się o siebie, słowa wpadają do kolejnych kufli piwa.

Kiedy się zbierają, jest już jutro. Ale usta nie zdążyły się spotkać tego wieczoru, a i oczy rozbiegane po ścianach jak po lesie. Za rękę nie wiadomo, czy brać, bo dłoń trochę spocona, a na kolano nie ma jak położyć, bo przykryte rajstopą. Wracają na dwa osobne przystanki, kolejne rozdanie w grze w niedomówienia. Zmęczone twarze odbijają się same sobie w szybach tramwajów.

Szacuje się, że w Polsce żyje około 5 mln singli.  Część z nich uprawia grę w niedomówienia, część niezobowiązujący seks. A część ma nierealnie wysokie wymagania.

strzalkos

​Jeśli spodobał Ci się tekst, to super! Gdzieś tam cieszę się jak dziecko i skaczę pod sufit mojego ośmiometrowego strychu. Udostępnij, proszę, podlinkuj, przescroluj jeszcze raz. Wpadaj też częściej na lato i na Facebooka. Much love!

18 myśli na temat “Gra w niedomówienia, czyli 5 mln Polaków.

  1. mrwebpack

    W styczniu zamieniłem korporacyjny open space na biuro w domowym zaciszu. Życie zwolniło. Mam więcej przestrzeni na różne kwestie. Na popularnym komunikatorze sąsiadka prosi o spotkanie. Odwiedza nas raz kiedyś. Przybywa wieczorem. Wymieniamy uprzejmości. Pijemy kawę. Delektujemy się ciastem. Omawiamy różne pomniejsze sprawy. Na deser I. poczuła konieczność podzielenia się swoimi historiami miłosnymi. Kolejny odcinek telenoweli tylko, że nie na ekranie a w realu. Scenariusz jest za każdym razem taki sam. Najpierw wielkie zakochanie, a ostatecznie głęboki kryzys. Ciągnie się to od czasów studiów. Ostatni bohater sprawił, że pani zaszła w ciążę. Niebawem spędzą tej planecie prawie cztery dekady. Dziecko im nie na rękę. Podobnie rzecz się ma z byciem razem.

    Bywają też ciekawsze przypadki. Poznali się na studiach. Zamieszkali razem. Odebrali dyplomy. Najważniejsza stała się kariera. Najbliżsi nalegali, aby na wiosnę młodzież położyła na stole pity oraz opowiadała o sukcesach. Mijały kolejne lata. Większość znajomych nosiła obrączki. Rodzina nalegała na ślub. Zorganizowano huczne wesele. Młodzi wybrali się na nietuzinkową podróż poślubną. Ludzie zazdrościli. Mówili, że to idealna para. Ona chciała się odnaleźć w roli żony, a on męża, ale jakoś to nie pasowało. Ona skupiała się na doktoracie i kolejnych publikacjach naukowych. On udzielał się w firmie, którą współtworzył z dobrymi znajomymi. Choć żyli w luksusie to ciągle było mało. Chciwość pogrążyła biznes. Podczas likwidacji biznesu poznał panią notariusz. Kobieta po rozwodzie, o dziesięć lat starsza. Któregoś popołudnia zostali dłużej w biurze. Zapragnęli się lepiej poznać. Zdjęła sukienkę. Stanik, majtki, rajstopy rzuciła w kąt. Zastanawiała się czemu ona musiała zadbać o siebie i o niego. Nie chciał powiedzieć prawdy. Zrzucił to na ogólne przemęczenie. Prawda była jednak nieco odmienna. Z żoną zbyt często się nie kochali. Uważał, że to przez nomenklaturę, którą mu wpojono w młodości. W wiejskiej rodzinie na każdej płaszczyźnie życia obowiązywały zasady głoszone przez jedyną i słuszną w tym kraju religię. Seks uznawano za coś nieczystego.

    Polubione przez 1 osoba

  2. Karol Krzyżosiak

    Rzeczywiście, czuć koloryt lokalny i ciepłą atmosferę, mimo delikatnych tematów.
    Przy takiej formie wyrazu Kraków zdaje mi się bliski, rozpoznaję go, mimo że bywałem
    tam tylko na jałowych konferencjach.
    Co do samego zagadnienia, zasługuje ono na obszerną powieść; chyba każda
    epoka zdobywa się w końcu na zdystansowaną refleksję nad stanem relacji,
    powiedzmy, miłosnych. Taka krakowska „szkoła uczuć” ze szminkowym posmakiem
    realizmu magicznego. Niby historia jak każda inna, lecz dobrze opowiedziana.

    Polubienie

  3. jacekboss1

    Nierealne wysokie wymagania to prawda. Ludzie oczekują nie wiadomo kogo, zamiast zejść na ziemie. Jest temu winna prasa, telewizja, prasa, gdzie się promuję wszystkich co idealne, tylko nikt nie jest idealny. Ja bym dodał jeszcze słynny tekst „nie mam czasu”. Czas zawsze można znaleźć, nawet na chwilkę spotkania, kilka godzin, bo człowiek przecież nie żyję ciągle pracą. Zastanawiam czy „nie mam czasu” może być wymówką, strachem przed spotkaniem lub jesteśmy w takim zmaterializowanym świecie, że wolimy pędzić jak szczury w wyścigu, nie spoglądając co się wokół nas dzieje. Czasem warto przystopować na chwilę i zwolnić nieco. Ja chyba nie pasuję do tych pędzących singli, chyba wyjątek od reguły :) . Pozdrawiam.

    Polubienie

    1. ania winter

      Dlaczego prasa i telewizja są temu winni? Czy to tez nie jest wymówka? Mnie się wydaje, ze wszystkiemu sami jesteśmy winni. Nawet prasy i telewizji tez jesteśmy winni. Przecież nie spada z nieba. Tworzą ja ludzie. I pewnie oni cierpią na te same choroby, co ci którzy jej nie tworzą.

      Polubienie

      1. jacekboss1

        @ania winter No, ale wielu ludzi jest podatnych na propagandę i sugestie. Niektórzy uznają, że to co się mówi, piszę, że „tak ma być” i „do tego trzeb dążyć”. Owszem ludzie są winni temu, że dają sobie wciskać ten kit oraz twórcy tych „tego stylu życia”. Najważniejsze, by nie iść ślepo jak stado owiec, tylko własną drogą.

        Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.