Trzeba, można, nie powinno się.

Kończysz studia i idziesz do korporacji. Bo gdzieś pójść trzeba. W prawo albo w lewo. Pod kościół albo do diabła. Za bar albo za mąż. Żeby pieniądze się zgadzały. Skoro nie zgadza się cała reszta.

Kraków. Ambasada Śledzia. Ale może być jakakolwiek inna ambasada. Albo knajpa. Jakiekolwiek inne miasto. Jakakolwiek inna godzina. Siedzisz i machasz stopą pod stolikiem. Gorąc rozpycha się w przestrzeni jak kelner z tacą. Siada na kolanach. Ściska Ci płuca. Siedzisz ze znajomymi z korporacji. Żeby sobie udowodnić, że poza korporacją też istnieje życie. Siedzisz więc nie za biurkiem, ale za stolikiem zastawionym piwami jak parking czerwonymi seatami. Rozmawiacie o korporacji, bo spędzacie w niej 8 godzin swojego życia, więc wypada omawiać taką dużą jego część. Część próbuje stać się całością, ale to nieudana synekdocha. Bo korporacja nie przykryje wieczorów jak koc nóg.

Kończysz studia i idziesz do korporacji. Bo gdzieś pójść trzeba. W prawo albo w lewo. Pod kościół albo do diabła. Za bar albo za mąż. Żeby pieniądze się zgadzały. Skoro nie zgadza się cała reszta. Zgodnych w portfelu też nie ma. A i to słowo takie obce, bo Ty nie stąd. Idziesz więc do korporacji. Bo nie masz dokąd. Gdzieś trafiasz. Trochę jak kulą w płot. Albo w ogóle chybiasz. Ale oszukujesz się, że McDonald to też korporacja. Więc można gorzej. W nazwie firmy nie masz przynajmniej litery D. No i wracasz bez zapachu frytek we włosach.

W korporacji jak w korporacji. Albo za zimno, bo klimatyzacja padła. Albo za ciepło, bo okna atrapy i otworzyć się nie da. Świat na zewnątrz niby jest. Coś tam widać. Ale z dziesiątego piętra – trochę niewyraźnie. Więc nie do końca wiadomo, jak tam z tym światem. A najczęściej to i tak widać pracujących na wysokości. Liny i kaski. Buty i kamizelki. Czasem dłonie. Ale nie twarze. Twarze są zbyt osobiste, żeby je tu pokazywać, żeby nosić się z nimi po dziesiątym piętrze.

Co prawda jesteś po filologii, ale pracujesz w księgowości. Umiesz mnożyć przez siebie dni. Miała być korpo przejściówka. Miało być tak na trochę. Ale kalendarz się zakurzył. A i dni już się nie odejmie. Awans niby za rogiem. Więc czekasz jak na przystanku. Przestępujesz z nogi na nogę. Bo trochę boli, a trochę uwiera. Ale przecież pracować trzeba, a łatwiej gdzieś niż nad sobą. Korpo smyczy niby nie nakładasz na szyję. Bo psem nie jesteś. A w domu masz kota. Ale masz ją zawsze w kieszeni. I niby w tych czasach zawsze też się kończy. Ale twoje zawsze przeciąga się już w niebezpiecznie długie teraz. Korpo lekarz też pod bokiem. Badasz się regularnie. Podpisany kwitek ma Ci dać spokój i bezpieczeństwo. A na recepcie kontrakty i sleje. Dobrze, że prześwietleń nie masz w pakiecie. Bo by wyszło, co w środku. A w środku co innego niż na zewnątrz. Choć w tych czasach to nie dziwi. Więc jesteś w normie, której nie ustalił nikt, bo ustaliła się sama.

No więc dopijacie piwa. Bo was stać. Bo Cię stać. Stać Cię też na gumę Orbit w kiosku, czapkę na zimę, ołówkową spódnicę w Zarze. Ale stać Cię też na okulary, przez które widać trochę lepiej. Rower, na który można wsiąść i odjechać. Bilet na wakacje, z których można nie wrócić.

strzalkos

​Jeśli spodobał Ci się tekst, to super! Gdzieś tam cieszę się jak dziecko i skaczę pod sufit mojego ośmiometrowego strychu. Udostępnij, proszę, podlinkuj, przescroluj jeszcze raz. Wpadaj też częściej na wiosnę i na Facebooka. Much love!

55 myśli na temat “Trzeba, można, nie powinno się.

  1. Kasia Jeziorska

    Przyszłam, pracowałam, wyszłam. Pani od księgowości po filologi węgierskiej. Życie mijało, synowie zapominali. Myślałam, że jak trafię do korpo na zachodzie to przynajmniej life-work balance będzie bardziej balance. A jest tak samo. Więc znowu wychodzę, chociaż lubię to co robię. Ale jeszcze bardziej lubię widzieć, jak się poranek zmienia w wieczór. Więc nie będzie na ekhm elhm waciki.

    Polubione przez 1 osoba

  2. Pingback: Kto gdzie był na sushi. | Kałuża pełna mirabelek

  3. Dama Kameliowa

    Zawsze są wybory. Nie wierzę, że korporacja jest jedynym. Problem w tym, że teraz ludzie chcą już, teraz, natychmiast. Filolog po studiach nie będzie szukał pracy np. jako nauczyciel, bo na początku to niepewne, mało płatne i w ogóle passe. I to prawda – ale z biegiem czasu, zyskuje się kontakty, możliwości, otwierają się nowe opcje. A w korporacji jest tylko jeden kierunek ruchu i często w dół…

    Polubienie

  4. paulina

    Przykuł mnie Twój tekst, bardzo ciekawie napisany, wnikliwie. Obecnie jestem na praktykach w korpo i wiem, że nie chce tak pracować. To nie dla mnie, nie ten styl, nie ten świat. Kasa na pewno, ale czy aż tak niezbędna? Hmm tym bardziej cieszę się, że trafiłam na ten artykuł, dał mi jeszcze bardziej do myślenia.

    Polubione przez 3 ludzi

    1. Agata Wieczorowska

      Paulina, cieszę się, że na coś zdał się mój korpo smutek i korpo refleksje. :)

      Trochę nie wiem, a trochę boję się Ci doradzać. Bo jakkolwiek krytykuję korporację i, powiedzmy, korpo styl życia, tak sama tam pracuję, tam zarabiam i z tego żyję. Bo upodobania i ideały to jedno, ale ich nie zjesz na obiad ani nie zrobisz sobie jajecznicy. Jeśli masz na oku albo na mailu ofertę pracy poza korpo, z której się utrzymasz, opierzesz i wykarmisz i w którą wierzysz, to się nie zastanawiaj. Jeśli nie masz, a na horyzoncie pusto, to można równie dobrze zostać w korpo, na trochę, na takie trochę co to się nie staje ‚zawsze’. Pozdrawiam!

      Polubienie

  5. Hodowlasłow

    I nie mówcie mi, że w korpo się zostaje dla socjala:) To przede wszystkim pieniążki, których jest dużo więcej niż w innych miejscach. To możliwość spłaty kredytu bez zajadania się suchym chlebem, chociaż rożnie bywa i mimo większej ilości minusów wielu z nas zostaje,bo ma co jeść i ma mieszkanie a że nam mózgi wypiorą to nieistotne. Smutne życie w smutnym kraju.

    Polubienie

  6. Szymon Qavtan Furmaniak

    Chyba jednym z najważniejszym kryterium pracy powinny być godziny pracy, te standardowe 8h, po których można się odłączyć i żyć jak najpełniej za te zarobione pieniądze, jeśli w pracy nie ma satysfakcji – tak mi się wydaje.
    Jeśli obraz nie jest taki jak opisany powyżej, to znaczy, że czas na zmianę.

    Prawda jak to się łatwo pisze? Budżetówka ma swoje plusy, przynajmniej moja, po 8h mogę zapomnieć totalnie o pracy, z rzadka o niej wspominam, ale czuję się spełniony, a co ważne po pracy mogę się realizować jak mi się podoba – to mi się udaje, odnoszę sukces zawodowy :]

    Lokowanie produktu: Razem damy radę ;-)

    Polubienie

  7. kkkot

    Od lat mam podobny problem do Twojego, tak przynajmniej sądzę. Kiedy dopijam poranną kawę przed ekranem korporacyjnego monitora stawiam sobie pytanie: po co piszę kolejną broszurę, której i tak nikt nie przeczyta. Ba, której ja sam nie chciałbym nigdy przeczytać. Sprzedaję się, bo żyć z czegoś trzeba, dlatego wypalam się w ciszy, zamiast ostentacyjnie gryźć karmiącą mnie rękę. „Kasa, misiu, kasa”, jak powiedział kiedyś trener Wójcik. Korpozłotówki póki co sprawiają, że utrzymuję siebie i nakładam uśmiech na twarze dzieci.

    Co jakiś czas jednak obowiązkowo wracam albo do filmu albo do książki, aby podsycić swoje samoobrzydzenie i skruszyć się pod oskarżającym tonem Tylera Durdena, który nie owija w bawełnę: „Jesteśmy niewolnikami w białych koszulach. Reklamy zmuszają nas do pogoni za samochodami i ciuchami. Wykonujemy prace, których nienawidzimy, aby kupić niepotrzebne nam gówno. Jesteśmy średnimi dziećmi historii. Nie mamy celu ani miejsca. Nie mamy wielkiej wojny, wielkiej depresji. Naszą wielką wojną jest wojna duchowa. Naszą wielką depresją jest życie. Zostaliśmy wychowani w duchu telewizji, wierząc, że pewnego dnia będziemy milionerami, bogami ekranu. Ale tak się nie stanie. Powoli to sobie uświadamiamy. I jesteśmy bardzo, bardzo wkurzeni.”

    Jednak to, że piszesz tak często; to, że ludzie czytają Twoje słowa sprawia, że nie jesteś jedynie korporacyjną księgową, ale kimś walczącym ze swoją korpopersoną w taki sposób, w jaki jesteś obecnie w stanie. Pamiętaj, „”Nie jesteś swoją pracą. Nie jesteś ilością pieniędzy, które masz w banku. Nie jesteś samochodem, którym jeździsz, zawartością swojego portfela ani swoimi pieprzonymi portkami.” Jesteś po prostu sobą, a żyć z czegoś trzeba. Ty. Ja. Każdy…

    Umrzeć jest łatwiej niż żyć, a zniknąć jest prościej niż być.

    Polubione przez 6 ludzi

  8. Ri

    Ja mam wrażenie, że dzisiaj wszystko jest trochę tak pod korpo…

    Bo patrz, rodzisz się, a już wpychają Cię w rubryczki, metryczki, książeczki… Mierzą i ważą jak towar. Zanoszą do kościoła lub odprawiają inne rytuały, które mają na celu „zalegalizować”, „znormalizować” Twoje istnienie na tym świecie, jakby sam fakt narodzin nie wystarczał. Następnie uczą Cię, jak się nie wychylać: dobrze wyglądać, zachowywać się, co mówić do kogo i jak trzymać sztućce przy stole. Później wysyłają do szkoły, a ta przepuszcza przez maszynkę edukacyjną, która nijak ma się do rzeczywistości i jedynie wysysa chęci do życia oraz uczy ścigania się przez zawiły jej labirynt z niejasną wizją kawałeczka sera na mecie. Studia – to samo, tylko na trochę wyższym poziomie: większe ogłupienie, większa niesamodzielność i większe zmęczenie materiału samo-istnieniem.
    Już, już, jeszcze troszkę, a prawie jesteś gotowy do pracowania w korporacji, zamiast do zarabiania na własne konto.

    Ja osobiście załapałam, że praca dla kogoś jest nie dla mnie na studiach (które do znalezienia pracy raczej by mi się nie przydałyby). Nie jestem odważna na tyle, by rzucić wszystko, wsiąść do pociągu czy samolotu i wybyć w siną dal. W dali wiem, że nie będzie lepiej, a może być gorzej.

    Za to jestem na tyle odważna, by marzyć o pracy w korpo. Na pół etatu. Na cały – tylko w ostateczności, bo szkoda życia do siedzenia za biurkiem. Tak, byle wyżyć. Resztę spędzać na rozwijaniu własnego (a w przyszłości stałego i głównego mam nadzieję) źródła utrzymania.

    Długo nie będzie mnie stać na spódnice w Zarze (nie szkodzi, ta z rynku wygląda też fajnie, a trzy lub więcej razy tańsza). Stać mnie na piwo – z puszki, tanie, ale nie piję, bo odkładam na nowy sprzęt i materiały do własnej działalności. Z resztą znajomych mam za dużo, a wolnych wieczorów za mało, by spędzać je z kimś innym niż ze starymi przyjaciółmi.

    Nie mam długiego szeregu zer na koncie, ale nie mam też na co narzekać. Radzę sobie, choć kompletnie nie umiem pływać w basenie, o rwącej rzece rzeczywistości nie mówiąc… Czasami ląduję na mieliźnie, siadam i wypatruję znajomych buziek u ludzi uciekających przed rekinami. Chociaż to rzeka – rekinów być nie powinno, co innego piranie… Ale co ja tam wiem. Jestem tylko sobą, nie-specjalistą od życia.

    Pozdrawiam,
    Ri

    Polubione przez 2 ludzi

  9. Aśka

    Dziękuję Ci za tę stronę. Jeśli Cię to pocieszy, nie tylko w korporacji takie uczucia to codzienność… ahhh i nie sugeruję wcale, że jesteś nieszczęśliwa :) a jak się w końcu zbiorę i stworzę własnego bloga, chciałabym, żeby czytali go tacy ludzie jak Ty, bo tych, którzy jeszcze mają coś w środku jest naprawdę niewiele.

    Polubienie

    1. Agata Wieczorowska

      Myślę i wierzę, że każdy ma coś w środku, jak owoc pestkę. Wzięliśmy się z czegoś i nie jesteśmy niocością. Nawet jeśli ktoś nosi w sobie frustrację, ktoś inny obsesję na punkcie pieniądza, a jeszcze inny- pustkę, to każdą pustkę można wypełnić.

      Polubienie

  10. nameless

    Przypomina mi się dowcip:
    Przychodzi mama Jasia do biura pośrednictwa pracy, żeby synowi robotę jaką załatwić:
    – Pani, nie byłoby dla Jasia jakieś roboty, bo pije chłopak i pije….
    – A co Jasiu potrafi?
    – No murować umie, podstawówkę skończył…
    – A to mamy: murarz, 4000 na rękę…
    – Pani kochana! Toć przecież Jasiu cały czas będzie chodził pijany, jak tyle pieniędzy zarobi… A za mniej coś nie ma?
    – No jest jeszcze – pomocnik murarza, 3000 na rękę ….
    – No ale 3000? To przecież będzie pił i pił… A tak za 600-700 złotych to coś by się nie znalazło?
    – 600-700… Hmmm… To by Jasio musiał studia skończyć…

    Proponuję Ci zastosować zasadę 5 why.
    Dlaczego pracuję w korpo? bo xxx. Dlaczego xxx? itd. x5 albo więcej
    I dlaczego nie rzucę korpo?

    Oczywiście piszesz szybko i wypisujesz pierwsze co Ci przyjdzie do głowy.
    Wyniki mogą być zaskakujące, np. pracuję w korpo bo się boję. Dlaczego/czego się boję? Boję się mieć czas dla siebie. Dlaczego? Bo boję się kierować swoim życiem. Pracujesz z tym dopóki nie zostanie szczere BO CHCĘ ;) (z odpowiedzią bo chcę na pytanie dlaczego chcę).
    Pozdrawiam

    Polubione przez 2 ludzi

      1. nameless

        To trochę ‚męcząca’ metoda ale skuteczna. Jeśli chcesz iść dalej to: gdy po „dlaczego” nie ma nic, Pytaj dlaczego nie ma nic… dlaczego nie ma odpowiedzi. Najczęściej jest obawa przed poznaniem odpowiedzi lub „coś” co zasłania odpowiedź. Jeśli ostatnia odpowiedź na pytanie dlaczego wydaje się sensowna i wydaje się że zamyka sprawę, zapytaj siebie czy to prawda, czy to absolutna prawda (to akurat z metody Katie Byron „The Work”). Tym sposobem prędzej czy później dojdziemy do sedna „problemu”.
        Pozdrawiam

        Polubienie

      2. Agata Wieczorowska

        Dzięki. Poczułam, jakby naprawdę był jakiś problem, a problem nie leży we mnie, tylko w organizacji świata. Głową muru nie przebijesz, choćbyś miał kask. Dziękuję i pozdrawiam. :)

        Polubienie

      1. haziaj

        To jak z beczką prochu siedzisz i siedzisz… coraz mnie wygodnie, wszystko uwiera, wkurza i nagle wystarczy jeden nieuważny bąk, którego temepratura powoduje eksplozję, której siła wyrzuca cię tam skąd możesz nie wrócić… lub wrócić w zmienionym stanie;)

        Polubienie

  11. Odys syn Laertesa

    dwie myśli po lekturze:
    1. „wszędzie dobrze gdzie nas nie ma”
    2. Jeśli stać Cię już na wszystko to najwyższa pora zastanowić się czy to wszystko jest Ciebie warte, a jeśli nie stać cię już na nic wtedy dopiero stać Cię już na wszystko.

    Polubione przez 2 ludzi

    1. Agata Wieczorowska

      Trochę tak. Ale ludzie zawsze są gdzieś w środku. W środku korka na drodze, w środku awantury, w środku osiedla. Ja też jestem gdzieś w środku. Na coś mnie stać, z czegś zrezygnować nie umiem, a coś mogę rozdać naokoło.

      Polubienie

      1. Odys syn Laertesa

        To prawda. A zatem chodzi tylko o to żeby skądś czerpać na ten swój środek siłę i skupić się na tym co przynosi ukojenie (nie powiem że radość, bo to oczywiste). Wyrywać się ze środka tylko po to żeby za chwilę wpaść w inny to syzyfowa praca. Trzeba uczynić własny środek znośnym. Czego Ci życzę.

        Polubienie

  12. malinowykot

    Ja poszłam na 3 miesiące i koniec. Nie chcę tak, nie mogę, nie umiem. Za dużo serca wkładam w pracę, za dużo siebie daję, a korporacja ma to do siebie, że z takich osób wysysa najwięcej, nie dając nic w zamian, bo one starają się nawet kiedy wszyscy naokoło je gnoją. Nie mogę, chcę spróbować czegoś innego. Studia jeszcze nie skończone, mam nadzieję, że taka korpo-praca była tylko przejściowa.
    Poza tym – uwielbiam czytać Twoje teksty.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Agata Wieczorowska

      Trzy miesiące to dużo, ale dla mnie za mało, żeby przekonać się w co gram i po co. Trzy miesiace to dla było wciąż zafascynowanie, zanurzenie w pracę. Tylko przy wynurzeniu tchu potem złapać nie można. I ogólnie, to już nie wiadomo, gdzie płynąć.

      Polubienie

  13. lMdm

    „łatwiej gdzieś, niż nad sobą”
    A ja sobie myślę, że gdy przeżyjesz dobrze taki dzień na wysokości, z tymi wszystkimi refleksjami w sercu, to idziesz do przodu i „zawsze” jest wciąż nowe i nie zamknięte, jak etap ku piętru, na którym wdzięczność rośnie skrzydłami..

    Polubione przez 2 ludzi

  14. TRF

    zawsze są jednak dwie strony medalu. tak samo jak z etatem i ze śmieciówką. poza tym niektórzy potrzebują tej smyczy w kieszeni, inni, którzy liznęli korpo, wiedzą, że to nie dla nich, ale wtedy stawiaja sobie pytanie, które już sobie stawiał towarzysz lenin – jak żyć?

    Polubione przez 1 osoba

  15. Hodowlasłow

    Dziewięć lat w odzieżówce, myślałam, że tak źle tylko u nas ale widzę, że wszędzie. Już wydaje mi się, że oddycham grzybem, że opalam się przez szybę i tylko marzę o tym co za oknem bo za oknem piękne pola rzepaku i domki jednorodzinne stoją i mają w dupie to,że Ty jesteś uwięziony/a w akwarium. Mam nadzieję, że na szczęście dla wszystkich nieszczęśliwych korporacje wkrótce upadną i skończy się kolesiostwo i cwaniactwo i ten cały folwark zwierzęcy. Pozdrawiam :)

    Polubione przez 2 ludzi

    1. Agata Wieczorowska

      Ja nie chcę, żeby korporacje upadły. To nie byłoby dobre. Rzadko kiedy to, co radykalne jest dobre. Korporacje dają zatrudnienie młodym, niedoświadczonym i wciąż jeszcze naiwnym absolwentom lokalnych uczelni. Ci ludzie gdzieś muszą pracować. A korporacje krzywdy im nie robią, przynajmniej nie od razu. A trzeba się jakoś odbić od dna, finansowego.

      Polubienie

      1. Hodowlasłow

        Agata w tej chwili prawie w każdej korporacji dostajesz umowę o dzieło albo gorzej, przynajmniej w mojej branży. To jest mit że ludziom daje się szansę, tu się ludzi wykorzystuje a potem wyrzuca.

        Polubione przez 1 osoba

  16. Tochybaomnie

    Ostatnio Twoje wpisy są niezwykle smutne i trudno nie odnieść wrażenia, że czujesz się nieszczęśliwa.
    Praca w korporacji jest dla dwóch typów ludzi: korposzczurów i tych, którym jest w zasadzie wszystko jedno. Ta druga grupa nie analizuje, nie rozmyśla aż tak bardzo, przez co jest w stanie pracować przez kilka lat na tym samym stanowisku w korpo, nie skarżąc się, nie prosząc o więcej, no bo i świadczenia lekarskie, socjal, karta na siłkę i bilety do kina, więc jest git. No i ,,dobrze, że jest praca”.

    Ja jednak wychodzę z założenia, że życie to coś więcej niż tylko praca i zarabianie pieniędzy. I ten cały ,,socjal”. Żyjemy w dziwnych czasach, gdzie często łatwo jest zgubić sens.

    A w życiu chodzi przecież o to, żeby być szczęśliwym, prawda?

    Polubione przez 1 osoba

    1. MarekTurysta

      Też miałem napisać o tym, że strasznie smutna ostatnio jesteś… Co dziwne, bo na końcu jakieś światełko się znajduje…
      Ja prawie 2 miesiące temu wyjechałem sobie w taką podróż, z zamiarem wydania wszystkiego co mam i rozpoczęcia życia od nowa – właśnie zaczynam :) czy to jest szczęście? nie wiem, ale na pewno bardziej dzięki temu żyję i czuję co raz więcej!

      Polubione przez 2 ludzi

      1. MarekTurysta

        sama podróż zmienia, a czy jest szczęściem? na pewno jest nowym doświadczeniem i rozwojem, a wiemy, że jak się nie rozwijamy to się cofamy – polecam znaleźć swój sposób, taki tylko swój :)

        Polubienie

    2. Agata Wieczorowska

      Nie wiem jak zapewnić, że jest inaczej. Że jestem szczęśliwa, chociaż szczęście to taki pojemny termin, a teraz wszystko relatywne. Prawdy, pół prawdy i iluzje. Korpo korpem. Firma stoi i zatrudnia. Ważna, myślę, jest świadomość, że pracując tam nie zbawiamy świata, tylko siebie. Takie małe lokalne zbawienie. Zarabiamy na jeasny, na czereśnie, na nowy dywan. Najgorzej to bezrefleksyjnie. Tylko żeby refleksja nie równała się wylanej frutracji. Mam nadzieję, że jeszcze nie przekroczyłam granicy dobrego smaku. Pozdrawiam. :)

      Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.