„Dzikie Historie” (2014). Mało widowiskowe, kanciaste pudło z autografem Almodóvara.

Z zasady nie lubię krytykować. Ale na „Dzikie historie” nadziałam się jak kiełbasa przy ognisku na patyk. Mało przyjemnie i mało widowiskowo.

Raz, że byłam święcie przekonana, że film jest autorstwa Almodóvara. W błąd wprowadziły mnie plakaty, na których nazwisko Almodóvara jest bardziej widoczne niż sam tytuł filmu.

A poczciwy Pedro jest tylko producentem. Za reżyserię i scenariusz odpowiada Damián Szifrón. Reżyser też niezgorszy, ale twórca plakatu mógłby pokusić się o jego większą adekwatność.

Dwa, że film kompletnie mnie nie zelektryzował. Ba, nawet nie przypadł mi do gustu. Zanim co, muszę jednak zaznaczyć, że jak dotąd nie spotkałam się z żadną negatywną opinią o produkcji. Każdy przede mną wychodził z kina roześmiany od ucha do ucha, tak, że kąciki ust spotykały mu się na potylicy. Zatem, zgodnie z brytyjskim przysłowiem There is safety in numbers to prawdopodobnie ten z uśmiechem ma rację. Bo po mnie film spłynął jak ketchup po hot-dogu z Ikei.

Film składa się z sześciu odrębnych mini historii spiętych klamrą tematyczną – gniewem. W każdej z nich bohaterom puszczają nerwy. W założeniu – potężnie i widowiskowo. Pierwsza historia opowiada o niedocenionym muzyku. Gromadzi on wszystkie osoby które mu kiedyś podpadły na pokładzie samolotu, żeby z nimi skończyć. Ląduje na ganku swoich rodziców, którzy, jak zaręcza lecący na pokładzie psychiatra, są wszystkiemu winni. Giną wszyscy. Rodzice. Psychiatra. I cała załoga.

Albo historia specjalisty od materiałów wybuchowych, któremu raz za razem odholowują samochód za nieprzepisowe parkowanie. Gość zaperza się tak bardzo, że w końcu wysadza w powietrze parking z odholowanymi autami. Brzmi nieźle, ale na ekranie całość jest widowiskowa jak karnawał mrówek. O reszcie historii nie wspomnę, bo jak wyspojluję cały film, to niewiele podniet w nim zostanie.

Przedstawione historie są krótkimi wycinkami z życia bohaterów. Nie wszystkie wieńczy finał. Wrażenie jest takie jakby Szifrón miał mglisty pomysł na sześć różnych filmów, ale zabrakło mu polotu i determinacji, żeby je nakręcić. Zbił je więc w jedną produkcję. W myśl zasady, że skoro czasy ponowoczesne i eklektyczne, to każdy polimorficzny gniot przejdzie jako kinematograficzna perełka. A tu pudło. I to takie kanciaste, tekturowe.

Takie wrażenia nie tylko po wyjściu z kina, ale też w trakcie seansu. Oglądałam film z założeniem, że może kolejna mini narracja będzie bardziej fortunna niż obecna. Ale w tej kwestii Szifrón wykazał się nie lada konsekwencją. Każda z proponowanych historii jest równie miałka co poprzednie. Poprzeczka zachowuje poziom, bo po prostu położono ją na ziemi.

Z plusów to podobała mi się pierwsza historia, z racji zbieżności nazwiska nieudolnego muzyka z moim znajomym. Jako inside joke ładnie leżało to na ekranie. Poza tym ramówka filmu. Nazwiska występujących aktorów pokazywane na tle zwierząt. Zaskakująco trafna aluzja do odczłowieczenia i zezwierzęcenia rozwścieczonych bohaterów, którzy bardziej niż na ludzi, zakrawają na dzikie bestie. Udany smaczek estetyczny. Plus też za język, bo dwugodzinne słuchanie hiszpańskich native speakerów to nie lada przyjemność. Szkoda tylko, że w Multikinie i za takie pieniądze. Taniej byłoby już w szkole językowej. Z plusów tyle, a te i tak naciągane.

W dwóch słowach: nie polecam. Ale się nie sugerujcie.

strzalkos

​Jeśli spodobał Ci się tekst, to super! Gdzieś tam cieszę się jak dziecko i skaczę pod sufit mojego ośmiometrowego strychu. Udostępnij, proszę, podlinkuj, przescroluj jeszcze raz. Wpadaj też częściej na zimę i na Facebooka. Much love!

10 myśli na temat “„Dzikie Historie” (2014). Mało widowiskowe, kanciaste pudło z autografem Almodóvara.

  1. qavtan

    Zgadzam się z tą opinią! Też myślałem, że idę na Almodovara. Też słyszałem same dobre opinie, a moje rozczarowanie sięgnęło dna rowu mariańskiego. Nie podobał mi się film. Zgadzam się, że wątki fabularne miałkie.

    Dla mnie jako antysamochodziarza znamienne było to, że w wielu tych historiach auto grało swoją rolę. Co by było, gdyby saper jeździł rowerem z koszykiem? Wykonałby swoje zadanie i raczej nie dostałby mandatu.
    Powiedzmy, że na dużych odległościach rower spisuje się w turystyce, ale można wziąć składaka w pociąg i nie ma problemu na drodze z wymijaniem kogokolwiek.
    Auto to symbol zła :D

    Polubienie

  2. Agulha

    Mnie się bardzo podobało. Właśnie byłam jedną z tych osób z kącikami ust na potylicy. Jedyne, co mnie wkurzyło, to to, że zapowiedź jest tak skonstruowana, żeby ludzie myśleli, że idą na Almodovara.

    Polubienie

      1. Ems

        Btw, po kilku godzinach już wiem co mi nie pasowało w moim komentarzu i dlaczego nigdy nie przestanie mnie zadziwiać to, co produkuję w pośpiechu.
        *są nas aż dwie :)

        Polubione przez 1 osoba

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.