Rychu, jak tam twój współlokator? Nocował jakoś w tygodniu? Tak, był. Albo spał albo chlał. Mówi On znad sterty ubrań. Wywala koszulki i swetry na podłogę, bo po ostatniej imprezie koledzy wyrwali drzwi od szafki. Z korzeniami. I ubrania wysypują się jak noworoczne konfetti.
Dzwonek do drzwi. Przychodzi Jego przyjaciel, rekrutować się do nowej korpo. Jakby się nad tym dobrze pochylić, to każdy jest w pewnym sensie związany z jakimś korpo. Rekrutujący Się chce wyskoczyć z Kapa. Bogu dzięki. Chłopak się tam marnował jak jednorożec w stajni.
Robimy test z angielskiego online. Wspólnie. Niby co dwie głowy to nie jedna. Ale co trzy, to jedna do obcięcia. Każdy mówi co innego. Każdy obstaje przy swoim. W dodatku pytania mało przejrzyste, a test na czas. Jako że siekiery nie ma na wyposażeniu, nikogo nie dekapitujemy i pracujemy na trzech głowach, jak na mało udanej aplikacji. Sprawdzamy co się da po słownikach internetowych. Internet wolny jak wół przed Wielkanocą. A czas leci. Także przy piątym pytaniu dostajemy przyspieszenia jak rakieta wystrzelona na Księżyc. Po pięćdziesięciu pytaniach testowych czekają nas jeszcze dwa korpo maile do sprodukowania. Co by wykazać się poprawnym i skutecznym korpo angielskim. I zmieścić w ramach wytycznych zadania.
Przy drugim mailu do Rekrutującego Się dzwoni telefon. Odbiera w najlepsze. Uderza w plotki z takim zapałem, jakby co najmniej dzwonił majętny wuj z Ameryki. Zostaje nam sześć minut do końca. Ten gada. A mail w powijakach, jak Dzieciątko Jezus w żłóbku. Przejmuję laptopa. I piszę co bądź. Byle po angielsku. W ostatnich sekundach wysyłamy ukończy test i zadania. Wynik dostajemy automatycznie. Nasz osiąg to 82% z części testowej. Tyle potu, znoju i łez, a tutaj system ocenia nas w 0,01 sekundy. Chociaż na maile jakiś korpo człowiek rzuci okiem, albo i dwoma.
Szczerze? Wynik dość chujowy, mówiąc eufemistycznie. Jestem magistrem Filologii Angielskiej. I to dość świeżym. On pomieszkiwał w Kopenhadze. A Rekrutujący Się robi po angielsku w Kapciu już dobre dwa lata. A tutaj skusiliśmy aż na dziewięciu pytaniach. Chyba kwestia trzech głów. Wychodzi po trzy błędy od głowy. To brzmi już lepiej. Ciężko dostać się do Alexandra, bo o to korpo się rozchodzi. Sito takie, że nie każdy native speaker się przeciśnie.
Tym niemniej, mam nadzieję, że Rekrutujący Się naprawdę się tam wyrekrutuje. W końcu dowiem się, jak tam jest i przejdę w wolnej chwili. Tymczasem, kiedy Rekrutujący Się wychodzi, w glorii i chwale, jesteśmy tak umordowani trzygłowym testem i całym dniem, że ostatkiem sił odkręcamy kurek z wodą, co by umyć zęby. Dobranoc.
Jeśli spodobał Ci się tekst, to super! Gdzieś tam cieszę się jak dziecko i skaczę pod sufit mojego ośmiometrowego strychu. Udostępnij, proszę, podlinkuj, przescroluj jeszcze raz. Wpadaj też częściej na zimę i na Facebooka. Much love!