Rzadko jeżdżę na Podlasie. Ale jak już, to jest to podróż groteska. Przesiadkę mam na Warszawie Gdańskiej. Niczego na niej nie ma. Tylko szyld Warszawa Gdańska. I jeden kiosk z gazetami i batonami. Otwarty. Ale kartą płacić nie można. Trzeba obejść się smakiem. Nie stać mnie nawet na Milkyway’a. Wysupłuję 30 groszy na gumę do żucia. Jeden pasek. Miętowa.
Zmagania z głodem okazują się niczym w porównaniu ze zmaganiami wewnątrzprzedziałowymi. Jedzie z nami pies. Nie mam nic przeciwko. Pies fajna sprawa. Ten egzemplarz jest jednak większy ode mnie. Ledwo mieści się do przedziału. A szczeka za całe schronisko. Nie jest to typ psa podróżnika. Jest to typ psa skrajnie osiadłego, przywiązanego do swojego kawałka ziemi. Podróż go wydziedzicza, czyni go niespokojnym. Ciska się o kolana pasażerów. Szczeka. Ujada. Skamle. Sypie sierść na prawo i lewo.
Wyfiokowana paniusia w podeszłym wieku, siedząca naprzeciwko, przebija się wokalnie przez psa. Oburza się, że „no jeszcze i pies”, „ja jestem uczulona”, „ja się zaduszę”, „proszę z tym psem z przedziału”, „to się nie mieści w głowie”. Właścicielka (psa) wymachuje wyfiokowanej biletem przed nosem. Odgraża się, że zapłaciła za przejazd. Swój i psa. Że nie wysiądą. Za żadne skarby. Pies nie przestaje szczekać. Ani sypać sierścią.
Kiedy dzwoni telefon do blondyny ze środka przedziału, niemożliwe decybelowo staje się możliwe. Okazuje się, że da się głośniej. Grzmi po włosku. Ostentacyjnie. Że po włosku. Że po zagranicznemu. Że potrafi. A że wokół taka głęboka prowincja. Pies tymczasem nie zważa na obcą mowę. Szczeka po swojemu. Z prostym, psim patriotyzmem. Szczeka za swoją ziemią.
Nie cichną aż do samego Białegostoku. Jedziemy jak orkiestra symfoniczna na potężnym rozstrojeniu. Paniusia do Białegostoku dojeżdża. W skowytach i dogasających szczęknięciach psa. Nie zadusiła się po drodze. Widać uczulenie było nieprawdziwe. Albo pies podróbka.
Tym samym odbyłam turbo szybką i turbo intensywną wielkopostną pokutę. Jakbym wiedziała, co się kroi, nałożyłabym wór pokutny. Albo jakąś zgrabną włosienniczkę. Wtedy byłby pątniczy full service. Po takiej podróży mogłabym z powodzeniem wniebowstąpić. W piękne, błękitne, podlaskie niebo.
Jeśli spodobał Ci się tekst, to super! Gdzieś tam cieszę się jak dziecko i skaczę pod sufit mojego ośmiometrowego strychu. Udostępnij, proszę, podlinkuj, przescroluj jeszcze raz. Wpadaj też częściej na zimę i na Facebooka. Much love!
Paweł
Zabawne naprawdę się uśmiałem jak to czytałem. Przyciągasz jak widzę takie zdarzenia, bo wcześniej opisałaś zdarzenie z trzema kotami. No cóż pełen przekrój społeczny można powiedzieć. Paniusia „Włoszka”, pseudoalergiczka histeryczka i biedny pies, dla którego ta podróż była pewnie udręką i dlatego tak szczekał.
PolubieniePolubienie
Pingback: Z innego bloga polecam | Mój punkt widzenia albo skrawki żółtych papierów
danuaria
Brzuch mnie ze śmiechu boli!
Ty to masz szczęście! :)
PolubieniePolubienie
Wombat
Mojego psa też się czepiają w pociągach. Choć mniejszy (tylko dwadzieścia kilo), nie szczeka, całą drogę śpi jak zdechły i tylko czasem robi słodkie oczy do pasażerów wyposażonych w cokolwiek, co wydaje mu się jadalne. I konduktor kazał mi siedzenie z sierści obierać, choć pies siedział na podłodze, a na siedzeniu było więcej ludzkich włosów i błota z dziecięcych butów (które to dziecko siedziało obok) niż sierści psa…
PolubieniePolubienie
fleet maintenance softwarre
I am not sure where you’re getting your information, but great topic.
I needs to spend some time learning much more or understanding more.
Thanks for great information I was looking for this information for my mission.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Agata Hiacynta
Hi hello. Thank you for the comment. No matter what you are looking here for, you are always more than welcome. Cheers. :)
PolubieniePolubienie